wtorek, 24 grudnia 2013

"meh." full movie

Taki prezent na gwiazdkę. Wersja delikatnie doszlifowana w stosunku do tej z kina. "Delikatnie" to słowo klucz. Parę rzeczy zostało jak jest, ale trudno :)

niedziela, 15 grudnia 2013

Po yeah bunny(m) oraz dlaczego nie jestem zachwycony NBD

BMX'owe podsumowanie roku przez Bunny Hopa za nami. Trzecia edycja przyniosła nowe kino (jak zwykle), reszta natomiast pozostała właściwie bez zmian. No może poza faktem, że zamiast statuetek laureatom wręczone zostały pierścienie (czy tam sygnety) a część kategorii została "wyjaśniona" jeszcze podczas seansu a nie dopiero na afterze. Na wstępie zaznaczam, że jestem trochę chory i nie mam tutaj akurat na myśli syndromu dnia wczorajszego. Dlatego wybaczcie chaotyczność tego wpisu a także to, że nie do końca kontaktowałem wczoraj i np. z niezrozumiałych dla mnie powodów nie obejrzałem nawet wszystkich wystawionych zdjęć :/  Gwoli ścisłości wygrała fotka autorstwa Thomaszphoto przedstawiająca Dąbka robiącego seat grab supermana w pięknych okolicznościach przyrody, a skoro już przy temacie fotografii jesteśmy to fotografem roku został Wojciech Nieżychowski. Przejdźmy może w takim razie do filmów. Tym razem mieliśmy same premiery, 100% polskiego BMX'a, zresztą przez delikatną obsuwę harmonogram seansu zrobił się dość napięty i nie było nawet czasu na żadne zapychacze*. Punktem kulminacyjnym imprezy miał być No Big Deal, DVD autorstwa Jankesa. Czy faktycznie było na co czekać? Nie będę owijał w bawełnę i napiszę od razu: byłem rozczarowany. Więcej na ten temat napiszę za chwilę, wcześniej postaram się krótko omówić co poza NBD czekało wczoraj na dość tłumnie zebraną widownię (frekwencja o wiele lepsza niż rok temu, co się chwali). Początkowo miały polecieć trzy sekcje, każda po godzinie. jak to bywa z takimi założeniami zderzenie z rzeczywistością sprawiło, że wszystko obejrzeliśmy w dwóch blokach z jedną przerwą na siku. Na start poleciały krótsze produkcje z których zdecydowanie z największą owacją spotkał się nowy edit Oskiera. Nie będę się tutaj rozwodził nad kolejnymi sztuczkami, ale otrzymaliśmy naprawdę solidna porcję bangersów. Będzie w necie to sami zobaczycie. Mały wielki człowiek :) Wszystko to bardzo zgrabnie ujął w swoim obiektywie Ryys, zgarniając przy okazji nagrodę za filmowca roku. Oczywiście tych krótszych form było więcej, z czego prawdziwym rarytasem może się okazać podwójny edit od Krasza. Dążenie do perfekcji sprawia, że chyba tylko klasyk jakim jest niewątpliwie Freestyle Fresh z 2011 roku w pełni zadowolił swojego autora i trafił po premierze do internetu. Nie wiem jak będzie tym razem, ale całkiem możliwe, że Yeah Bunny był jedyna okazją aby zobaczyć ten materiał od Pawła, więc niech wszyscy obecni czują się zaszczyceni :) W tym momencie przejdę do filmów dłuższych które to otwierała produkcja autorstwa mojej skromnej osoby, czyli "Meh." firmowany przez BMX Podcast. Głupio mi pisać o własnym dziele, więc tylko podziękuję wszystkim tym od których usłyszałem miłe słowa po projekcji, chłopakom z podcastu którzy stawili się na imprezę w pełnym składzie no i generalnie wszystkim dzięki którym ten film powstał i miał szansę na taką fajną premierę. Czy się udał czy nie pozostawię do oceny już wam. Na razie tym którzy byli wczoraj w kinie, jednak niebawem trafi on do szerszego grona. Póki co trailerek na dole tekstu. Zaraz potem (i krótkiej przerwie) został pokazany film który absolutnie wygrał wczorajszą imprezę. "Ride and Travel Gypsy Tour". Tak jest. Wielu już zwątpiło, że kiedykolwiek powstanie. Ba, przez te 4 lata można było zapomnieć, że w ogóle miał powstać. Jednak za sprawą Mycka który ogarnął materiał Arka Stefaniaka otrzymaliśmy naprawdę mega produkcję. Oczywiście mamy tutaj jazdę, ale nie ona jest tak naprawdę najważniejsza a sama idea tego cygańskiego wyjazdu, cały ten klimat podróżowania busem po Europie, masa głupich akcji i tekstów i wreszcie smutny finał w którym z jednego z aut zostaje skradziony sprzęt fotograficzny a chłopaki zostają właściwie tylko z kamerą Arka i aparatem Witolda który szczęśliwie miał go akurat wtedy przy sobie. Do tego Dzięcioł w swojej najlepszej formie w świrowaniu. W ogóle świetna ekipa i jak tylko wyjdzie DVD które już wstępnie zapowiedział Mycek to kupuję z miejsca. Chyba nie muszę pisać, kto zdobył nagrodę za najlepszy film tego wieczoru? Potem było jeszcze kilka produkcji, w tym "Fled" z Warszawy, "GOP 1.5" śląskiej ekipy i video od Kupsona. Zresztą nie tylko od niego bo końcowe fragmenty główny zainteresowany po raz pierwszy zobaczył wczoraj na sali. Witek który również odegrał dużą rolę w tym filmie mówił nawet, że nikt przed premierą nie obejrzał tego w całości a samo renderowanie miało miejsce w okolicach sobotniego popołudnia. Jak już przebrnie się przez te fragmenty z MTB to otrzymujemy klimat rodem z bonusów Banned wzbogacony o chorą wyobraźnię Witka. Dawno się tak nie uśmiałem, ale od tej pory będę uważał pijąc w jego towarzystwie :) Zresztą po powrocie z aftera do Patison Mansion prawie się udusiłem, a chociaż podcastowy instagram podsumowuje to tylko jednym zdjęciem to myślę, że i tak jest dość wymowne. Prostacki humor z podtekstami fekalno-seksualnymi FTW!
Potem mieliśmy jeszcze promo BMX Life (raczej krótkie ale puszczone w sekcji z dłuższymi filmami) no i ten nieszczęsny No Big Deal... Poniżej postaram się wytłumaczyć co tak naprawdę moim zdaniem nie wypaliło. Niech będzie w punktach:
- ogromny hype budowany wokół całego projektu. Film był zapowiadany od dłuższego czasu, a Jankes serwował na bieżąco informacje czy to o stanie montażu czy o nagrywkach. Od początku było też wiadomo, że video nie trafi po premierze do sieci tylko wyjdzie na dvd co samo z siebie sugerowało, że zapowiada się coś naprawdę konkretnego. Oczekiwania były więc ogromne.
- brudny obiektyw. Serio, to się może wydawać śmieszne, ale tak samo śmieszne dla mnie jest to, że kręcąc coś za co później chce się kasę, nie można poświęcić dosłownie paru sekund na to aby przetrzeć to cholerne szkło. Ten cały syf jest zresztą pewnym symbolem tego filmu, hasłem-kluczem, wyrażeniem podejścia autora do spraw czysto technicznych. Rozumiem, że nie każdemu mogą podobać się współczesne, wymuskane produkcje. Ba, sam należę do tych osób. Ja nawet czaję ten zachwyt nad nagrywkami z rybim okiem gdzie winieta zajmuję większą część ekranu i innymi oldschoolowymi smaczkami, ale bez przesady. Nie mieszajmy zamierzonej "surowości" ze zwykłą fuszerką. Trzeba znać jakiś umiar. Tylko jak wymagać umiaru od kogoś kto na pytanie "gdzie wersja HD?" odpowiada w wydumany sposób "tam gdzie jej miejsce, z dala od BMX"...
- i tu przechodzimy do kolejnego problemu którym jest sam autor. I nie chcę go oceniać a jedynie stwierdzić fakty. Każdy, powtarzam każdy kto coś kiedykolwiek osiągnął spotkał się z falą krytyki mniej lub bardziej uzasadnionej. Nie każdy jednak znosi tę krytykę w takim samym stopniu. Po jednych spływa to aż za bardzo inni natomiast spinają poślady co jest tak naprawdę wodą na młyn tych, którzy cisną. Te wszystkie napinki w necie, głównie na linii Jankes-Klama nie pozostają bez echa. Podejrzewam, że wiele osób skreśliło ten film już na starcie. Ja nie, zwłaszcza że materiały dostarczone przed premierą mi się autentycznie podobały.
- szkoda tylko, że cały film nie trzymał takiego poziomu... I patrząc obiektywnie nawet nie chodzi o to, że był jakoś przeraźliwie zły. Był po prostu do bólu przeciętny a przy tym o wiele za długi. Z zegarkiem w ręku nie siedziałem, ale jeżeli faktycznie całość miała 52 minuty no to poprzeczka którą zawiesił sobie Jankes była naprawdę wysoko. Wspomniane "materiały promocyjne" to intro i przejazd niejakiego Timura, który w filmie ostatecznie się nie znalazł. Coś jest nie tak, kiedy odrzut jest lepszy niż to co ostatecznie znalazło się w finalnej wersji...
- mieszanie BMX i MTB. To nie działa. Tyle.
Na pewne usprawiedliwienie autora dodam, że sporo "hejtu" poleciało za samą chęć wydania tego na DVD i UWAGA brania pieniędzy za efekty swojej pracy. Oczywiście o wiele rozsądniejsza wydaje się droga którą obrał Mycek nie afiszując się wcześniej aż tak z wydawaniem filmu na płycie. Była premiera, świetne przyjęcie przez oglądających, no to jedziemy z tematem. Z drugiej strony BMX'owe DVD zdają się być już u schyłku swojego żywota. To temat na osobną dysputę, ale jest kilka czynników które nad tym zaważyły:
- internet. No niestety, szybkie łącze oraz serwisy takie jak Vimeo czy Youtube mają swoje dobre i złe strony. Trochę nas to rozleniwiło, dodatkowo wzbudzając postawę roszczeniową "nam się należy". Mniejsza też wydaje się potrzeba posiadania czegoś "namacalnego" co dotknęło także muzyki. Sprzedaż mp3 kwitnie w najlepsze a tylko nieliczni tęsknią za wkładkami z tekstami utworów, zdjęciami zespołów itp. W przypadku filmów BMX zawartość inna niż cyfrowa zresztą zawsze była raczej skromna. Mimo to wciąż uważam, że fajnie jest mieć coś co można postawić sobie na półce. Coraz częściej uświadamiam sobie jednak, że dla większości nie ma to znaczenia. Byle obejrzeć, jak się spodoba kliknąć like, ewentualnie udostępnić na fejsie. Szybciej & więcej.
- jakość vs. cena. Znajdujemy się obecnie gdzieś pomiędzy standardem DVD a Blu-ray. Ten pierwszy już od dłuższego czasu nie jest w stanie zaoferować nam tego co choćby web vidz, a wszystko to za sprawą rozdzielczości. 720 punktów w poziomie to trochę mało, zwłaszcza na większym ekranie. Z kolei Blu-ray wciąż jest za drogi. Za drogie są nośniki, za drogie odtwarzacze aby format ten stał się powszechny. Oczywiście jest to kwestia czasu ale póki co jest jak jest.
Wracając do tematu NBD to w moim odczuciu po prostu nie spełnia on pokładanych w nim nadziei. Balonik był pompowany długo aż w końcu pękł. Król jest nagi. I tyle. Nie ma sensu się pastwić nad tym filmem. Może komuś się spodoba? Jego sprawa. Nie życzę źle Jankesowi i jeżeli dalej będzie chciał rozwijać swój projekt to powodzenia. Warto jednak przemyśleć parę spraw i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Na koniec jeszcze wrócę na chwilę do samej imprezy i pozostałych nagród. Weteranem roku został Jamaj i myślę, że to dobry wybór. Sporo w tym roku się działo za pośrednictwem Jamaj Events i mam tu na myśli imprezy bardziej "masowe" jak Gala BMX ale też np. o wiele bardziej niszowy Geriatricks który uważam za naprawdę świetny pomysł i mam nadzieję na drugą edycję w 2014. Riderem roku został Szamanek i chyba nie ma sensu z tym dyskutować. Najlepszym trailsowcem natomiast została wybrana dziewczyna Kupsona. Wszakże trailsy to nie tylko latanie ale też cała praca przy nich a tam wspomniana niewiasta ponoć nie ustępowała chłopakom. No i to chyba na tyle. Imprezka udana, rok który podsumowała też raczej niezły. Oby przyszły był jeszcze lepszy (a przynajmniej nie gorszy).


*- co nie oznacza, że "zapychacze" sprzed roku źle mi się oglądało. Mimo to wbrew zasadzie, że najlepsze piosenki to te które już się zna, na imprezie tego typu im więcej premier tym lepiej.

EDIT: tradycyjnie o czymś zapomniałem. W kategorii "Small Biznes" wygrał oczywiście Bączek ze swoim Totemem, którego serdecznie z tego miejsca pozdrawiam.

wtorek, 12 listopada 2013

'Cause it's a long way back from Hell...

To była długa podróż (z ang. "trip"). Powoli wracam. Do siebie?

1. Intro
2. MP Białystok
3. BDG mix
4. Flatland mix
5. Sam
6. Szczekarzewo
7. EC4
8. Bails
9. Outro/Credits

Wersja mocno robocza. 14.12.2013. Maybe...

czwartek, 10 października 2013

Gala, bmxy, rowerowi terrorysci cd.


Taka tam ciekawostka. Na szybko przejrzałem kategorie flatland i event. Co do pierwszej to mam kilka uwag ale temat nie jest godny rwania szat, więc to pominę. Jednak brak wśród eventów imprezy na działeczce u Parasia to już błąd niewybaczalny. Najlepszy event roku! Mamy za to imprezę która jak rozumiem jeszcze się nie odbyła a już można na nią głosować... Pfff.
Z innej beczki, jeżeli kiedykolwiek zostaniecie zatrzymani przez tzw. "policję" po spożyciu 3-4 piw (choćbyście jechali w środku nocy po pustym chodniku - myth confirmed) to zgodnie z logiką polskiego tzw. "prawa" spodziewajcie się zakazu na rower (za którego złamanie grozi do trzech lat więzienia!) i tak z 1-3k grzywny/ograniczenia wolności na powiedzmy pół roku. I to o ile dobrowolnie poddacie się karze i nie byliście wcześniej karani. A wszystko to dlatego, że MOGLIŚCIE spowodować zagrożenie w ruchu lądowym. Mogliście. "A to być może wasza matka!" Prewencja przede wszystkim. Pomijam jednak wysokość ewentualnych kar (dość wysokich biorąc pod uwagę, że za zabicie człowieka można dostać np. 15 lat co jest kpiną). Zostawmy to, bo polskie prawo, takie piękne, takie nasze daje rowerowym kryminalistom furtkę. Otóż posiadając zakaz na rower możemy poruszać się bez żadnego problemu skuterem. Cóż, wtedy już nie stanowimy żadnego zagrożenia. Seems legit. Do ciekawych wniosków można też dojść kiedy przejrzy się taryfikator w poszukiwaniu kary za jazdę samochodem bez uprawnień, za co grozi jedynie 500 zeta mandatu (ewentualnie drugie 500 dla właściciela pojazdu, jeżeli do złamania prawa doszło za jego zgodą). Złamanie zakazu prowadzenia rowerów (jak to groźnie brzmi) tak jak wspomniałem wyżej - do 3 lat w pierdlu. Oczywiście jest to maksymalny wymiar kary i zapewne skończyłoby się na grzywnie + nabrudzeniu w papierach (przestępstwo przeciwko "wymiarowi sprawiedliwości"!) niemniej wygląda to trochę zabawnie. Wszystkim którzy posiadają prawko, jeszcze do niedawna (bodajże do 2011 roku) za podobne wybryki na rowerze groziło znacznie więcej bo tracili oni także możliwość prowadzenia pojazdów mechanicznych. Bardziej "opłacalna" stawała się jazda po pijaku samochodem (utrata prawa jazdy) niż rowerem (utrata prawa jazdy + zakaz na rower). No, ale na szczęście to już za nami. W takim tempie gdzieś w okolicach roku 3164 może doczekamy się względnej normalności, o ile wcześniej władzy nie przejmą jaszczuroludzie.

Co do obligatoryjnych zakazów na rower, których nie da się skrócić, zawiesić, zamienić na inny rodzaj kary... Znalazłem przypadkiem w necie dość ciekawą propozycję, która pewnie wyląduje w koszu jak wszystkie inne tego typu inicjatywy: http://polskanarowery.sport.pl/blogi/ibikekrakow/2013/01/kmr_zniesmy_obligatoryjnie_orzekany_zakaz_jazdy_rowerem/1

W zderzeniu z naszą polską rzeczywistością interesująco brzmi np. pkt. 4. Oj, biedni ci nasi stróże prawa. Cyt. "i tak musimy tu siedzieć do ósmej rano".














ps.oczywiście nie piszę tutaj o sytuacji w której zatrzymany jest zalany w trupa a takiej gdzie ma powiedzmy 0,3-0,6 mg/l w wydychanym powietrzu i pełną kontrolę nad tym co się dzieje (tj. nie jedzie zygzakiem, nie przewraca się). Samo badanie też jest rzeczą ciekawą bo ja np. dmuchałem 2 razy w ciągu 3 minut! Na komendzie dowiedziałem się, że dmuchałem jeszcze trzeci raz, po 20 minutach. Ki czort? Zwłaszcza, że na kwitku nie było mojego podpisu! Oczywiście pan spisujący zeznanie zbagatelizował sprawę ("bo i tak było przekroczone") ale ciekawi mnie kto dmuchał po raz trzeci? Milicjant z drogówki który mnie zatrzymał? Pozostawię to bez komentarza...

czwartek, 1 sierpnia 2013

This is my spot!

Fajnie jest mieć swoją miejscówkę. Pomachać łopatą przy hopach, zbić do kupy kila desek i kątownik, odgruzować jakąś zapomnianą przez świat ruinę... Mamy oczywiście basen, który niedawno udało się na nowo ogarnąć (chociaż to było ze 2 tygodnie temu, więc być może znowu można pływać w morzu potłuczonego szkła), ale pomimo tego, że mieszkam po drugiej stronie ulicy jakoś nigdy nie był to "mój" spot. Może dlatego, że jestem tam w stanie zrobić tylko hang 5 po górze, ewentualnie jakiegoś koślawego ninja dropa? O wiele bardziej zżyłem się z boiskiem przy Strażackiej, gdzie jakąś dekadę temu zacząłem robić takie dziwne rzeczy:

specjalnie trzymam za oponę, żeby było "fajniej"















Z bólem stwierdzam, że progress od tamtego czasu nie jest zbyt okazały, ale to akurat nieistotne. Boisko jak boisko. Płaskie (przez co woda po deszczu potrafi stać przez kilka dni), duże, niedaleko od domu. Niestety z racji bliskiego sąsiedztwa małej architektury biwakowej zawsze problemem były potłuczone butelki. Po kilku latach jeżdżenia gdzie popadnie postanowiłem w końcu ogarnąć temat i wrócić na swoje. Trochę się namachałem szczotką, trochę podłubałem gołymi rękoma, trochę jest jeszcze do zrobienia ale to akurat dobrze. Ostatnio odkryłem, że przygotowywanie miejscówki samo w sobie sprawia nieraz tyle samo frajdy co jazda na niej (albo i więcej). Nie wiem czy praca uszlachetnia, ale na pewno oczyszcza. Oczyszcza umysł ze zbędnych bzdur, myśli, problemów. Katharsis?

po sprzątaniu















W temacie miejscówek, tych które przynajmniej z założenia są ciekawsze od kawałka asfaltu, wspomnę jeszcze o ostatnim odkryciu jakiego dokonałem z Krzyśkiem. Fotkami niestety nie dysponuję, ale ktoś próbował zrobić hopę. Przekopał w tym celu chyba ze 100 m (wyjmując przy okazji z ziemi tonę kamieni), zrobił najazd, bandę, położył dywany... A wszystko to obok ekhm... "pump-traka" zrobionego przez małolatów (czyt. przerobionych muld). Wykonanie całości pozostawia wiele do życzenia i raczej nie wygląda jak pod bmxa, ale zastanawia mnie komu się chciało bo roboty dużo a efekt taki sobie (za niska banda, nierówno, stosy kamieni w które można wpaść). Nie wspominając o tym, że najazd jest strasznie długi, zakręca pod jakimś szalonym kątem a na jego końcu jest jedna, niewyprofilowana hopa. Ot taka ciekawostka architektoniczna.

wtorek, 25 czerwca 2013

Mistrzostwa Polski Vert - video relacja

Krótka relacja z zawodów które odbyły się 16 czerwca na warszawskiej Jutrzence. Aby nie przedłużać wspomnę tylko, że wystartowało 8 osób. Wygrał Wróbel, drugi był Ząbi a na ostatnim stopniu podium uplasował się Klosiu. Osobne gratulacje dla Mariana i Pandy którzy przełamali się tego dnia i zaliczyli swoje pierwsze drop-iny na jutrzenkowym vercie. Być może była to ostatnia ku temu szansa - rampa z jury zniknie na pewno a co stanie się z nią później? Na razie brak odpowiedzi na to pytanie.


Mistrzostwa Polski Vert 2013 from koczkodan on Vimeo.

środa, 22 maja 2013

Bicycle terrorist

Jak donoszą portale internetowe oraz gazeta metro, nasza kochana straż miejska z powodu fiaska jakim zakończyła się radarowa nagonka na kierowców, postanowiła dobrać się do rowerzystów. Chodzi oczywiście o zwyczajowe karanie mandatami za takie akty terroryzmu jak jazda po chodnikach czy też zakrawające wręcz o próbę zabójstwa przejeżdżanie po pasach (zgroza). Daleki jestem od wybielania użytkowników jednośladów i sam również mam swoje za uszami, ale podejdźmy do sprawy na spokojnie i rzeczowo. Po co to wszystko? Dla naszego bezpieczeństwa? Czy naprawdę zwiększa się ono tak drastycznie kiedy zsiądę z roweru na niemal pustym przejściu? Nie mówię tutaj o wbijaniu się na pełnej w tłum ludzi, zajeżdżaniu komuś drogi itp. itd. Warto jednak mieć na uwadze, że medal ten ma dwie strony a to co wyczyniają piesi na ścieżkach rowerowych jakoś nikogo nie interesuje. Nie jestem zwolennikiem karania kogoś za nieistotne pierdoły więc nie apeluję w tym momencie o ściganie tych osobników i wlepianie im mandatów. Chodzi o to, aby społeczeństwo zaczęło myśleć. W wielu sprawach nie potrzebujemy sądów, kar, bandytów którzy mają je od nas ściągać itp. Potrzeba odrobiny dobrej woli i zwykłej symbiozy z innymi uczestnikami ruchu. Przepisy (mam na myśli głównie te ruchu drogowego ale nie tylko) są często tak nieżyciowe, że zwyczajnie nie da się ich przestrzegać. Ewentualnie da się, ale jest to po prostu głupie i niedorzeczne. To zwykłe pułapki na nieuważnych obywateli aby łatwiej się było dobrać do ich kieszeni. Wiadomo, ściganie prawdziwych przestępców jest trudne, a żyć jakoś trzeba. Tu zawsze będzie konflikt interesów. Będziemy MY i ONI. Tylko czy aby na pewno "MY"? Coraz częściej patrząc na to wszystko przypomina mi się słynna scena modlitwy z filmu Marka Koterskiego "Dzień Świra".

"Gdy wieczorne zgasną zorze,
zanim głowę do snu złożę,
modlitwę moją zanoszę,
Bogu Ojcu i Synowi.
Dopierdolcie sąsiadowi!
Dla siebie o nic nie wnoszę,
tylko mu dosrajcie, proszę! (...)"


Problem polega na tym, że podcinamy w ten sposób gałąź na której sami siedzimy. To nie jest tak, że nie jeżdżę na rowerze i problem mnie nie dotyczy. Przypomina to działaniem naczynie połączone - wszystko i tak spływa w to samo miejsce i oberwie się w końcu każdemu. Zacznie się od ścigania rowerzystów za każde, najgłupsze wręcz wykroczenie (i od mandatów za brak odblasków w środku słonecznego dnia), potem przyjdzie pora na coroczne przeglądy w autoryzowanych serwisach (jeden poseł już wyskoczył jakiś czas temu z takim pomysłem!). W dalszej kolejności przyjdzie pora na pieszych. Kaski, odblaskowe kamizelki, max 1,5 promila we krwi, żeby nie zatoczyli się przepadkiem na jezdnię... Wszystko pod kontrola, wszystko obostrzone przepisami. By żyło się lepiej. O niezbędnych atestach ("kasa misiu, kasa") nawet nie wspomnę. Trochę dziwi mnie to, że ludzie tego nie dostrzegają. A może po prostu nie chcą dostrzec? Zamiast myśleć samodzielnie, brać odpowiedzialność za swoje czyny wolą to wszystko zrzucić na barki kochającego obywateli (i ich pieniądze) państwa. Kary dla rowerzystów to tak naprawdę kropla w morzu bo idiotycznych przepisów jest multum. Do egzekwowania tego wszystkiego mamy cały biurokratyczny aparat. Dzielnych strażników miejskich, sądy, prokuraturę... Prawych ludzi z młotkami w dłoniach, ich mężnych wysłanników dbających o to aby żaden dług nie pozostał nieuregulowany. Wszystko chodzi jak w zegarku i zastanawia mnie tylko jedno: dlaczego wciąż mam wrażenie, że żyję w bandyckim państwie pozbawionym prawa? Dlaczego gdy dostaję mandat za otworzenie piwa na ulicy, parę przecznic dalej ktoś dostaje kosę po żebra? Dlaczego za ten głupi mandat będą mnie ścigać i straszyć komornikiem a o wiele grubsze afery na miliony (miliardy)  złotych są zamiatane pod dywan? Dlaczego Polakowi tak łatwo wmówić, że wszystko to dla jego dobra? Nie jestem anarchistą, nie krzyczę A.C.A.B. przy każdej możliwej okazji i nie chcę walczyć z systemem. Atakowany podnoszę jednak gardę. Odruchowo. Nie dajmy się stłamsić. To oni są dla nas nie my dla nich.



EDIT: strona wygląda tak jak wygląda bo po tylu latach w końcu zmieniłem szablon! Tak, pamiętam że kiedyś ktoś narzekał na ten poprzedni, że literki za małe, że kolumny za wąskie. Dlatego tymczasowo jest jak jest. Układ moim zdaniem dobry, kolorystyka do zrobienia.

niedziela, 12 maja 2013

Krzysiek - dwie fotki z basenu

Dawno nic się nie pojawiało ale żyję, jeżdżę, czasem nawet się coś pstryknie jak aparat wpadnie w ręce. Nasza sztandarowa rembertowska miejscówka jak widać ma całkiem niezły potencjał a mam wrażenie, że da się z niej wydusić jeszcze więcej. Miał być tylko ice ale na spontanie okazało się, że da radę zmieścić i tapa.

Krzysiek - ice

Krzysiek - tailtap

czwartek, 7 marca 2013

bmx podcast website

Bmx podcast przenosi się na swoje. Na stronie wszystko to co pod podcastowym szyldem się ukazało i uwaga: dział na przemyślenia! Tak jest, możecie poczytać co dręczy Patisona, Matiza, Witka, Cyryla a także mnie kiedy uznam, że coś jest za słabe aby trafiło na bloga, a jednak szkoda mi będzie skasować.

bmxpodcast.pl
bmxpodcast.pl
bmxpodcast.pl 

czwartek, 17 stycznia 2013

EC4 speszjal

Video miało swoją premierę (jak to dumnie brzmi) na yeahbunnej imprezie 2. Nie do końca mi się podoba, ale podziękujcie patisonowi który jak zwykle nie wywiązał się ze swoich zadań i dlatego musiałem na ostatnią chwilę składać Łódź zamiast innego projektu za który już pewnie się nie wezmę. Ma to oczywiście też dobre strony bo chłopaki się przez lata nakopali a Witek ładnie o wszystkim opowiedział, więc szkoda by było gdyby materiał trafił do szuflady. Przepraszam za problemy z dźwiękiem ale tak to jest jak się biega z mikrofonem owiniętym kablem.

In money we trust

Wydarzenia dnia wczorajszego wywołały niezłą burzę. Zaczęło się dość niewinnie na blogu bunny hopa kiedy ktoś w jednym z komentarzy wstawił link www.manyfestbmx.com. Co ciekawe po kliknięciu w odnośnik następowało automatyczne przekierowanie na stronę avebmx. Nie trzeba było długo czekać aby afera przeniosła się na facebooka, gdzie po pewnym czasie powstało nawet wydarzenie zachęcające do wstawiania wirtualnych zniczy na profilu ave a także fanpage "kto ma zajawę nie kupuje w ave". Warto zwrócić uwagę na fakt, że nie była to pierwsza tego typu zagrywka ze strony warszawskiego sklepu. Już ze 2 lata temu przypadkowo wpisując adres danscompa zamiast końcówki .com wstukałem .pl i trafiłem na główną stronę ave. Początkowo myślałem, że to autentycznie jakieś kolabo ale szybko okazało się, że nic z tych rzeczy. Sprawa ucichła (o ile w ogóle stała się głośna) bo wydawała się dość groteskowa: gdzie nawet największemu polskiemu sklepowi do dansa? Myślę, że większość osób podobnie tak jak ja skwitowała to po prostu uśmiechem politowania. Zwłaszcza, że nawet jeżeli ktoś miał tutaj ucierpieć to tylko jakiś moloch zza oceanu. Może i nie jest to najlepsza cecha ludzka ale tak to już bywa, że kiedy problem jest gdzieś daleko to go lekceważymy. Dzięki tej znieczulicy tworzone są podwaliny pod takie akcje jak ta z manyfestem. Zresztą nie tylko o ten sklep poszło, bo podobnie przez krótki czas funkcjonował adres www.proletaryatbmx.com. Czyżby ave wystraszyło się jednak tak dużego gracza jak prl i szybko odpuściło? To akurat nie ma znaczenia. Zwłaszcza, że dzień dzisiejszy przyniósł nam przeprosiny ze strony sklepu. Wszyscy są zadowoleni, sytuacja wróciła do normy a kto dalej drąży temat, według najbardziej zagorzałych fanów ave jest "hejterem" i "gimbusem" (ciekawe zważywszy na to, że piszą to osoby o dekadę ode mnie młodsze). Tylko czy aby na pewno wszystko jest ok? Przede wszystkim zastanówmy się czym tak naprawdę była ta afera z domenami. Czy był to jednorazowy wybryk czy może kropla która przelała czarę goryczy? Popytajcie starszych kolegów, zwłaszcza z Warszawy a usłyszycie z pewnością więcej ciekawych historyjek. Internet ma jednak to do siebie, że do każdego movementu (że tak z angielszczyzną wyjadę) przyczepią się zawsze trolle oraz ludzie-chorągiewki, którzy zmieniają swoje poglądy w zależności od tego co akurat jest na topie. Idealnie przedstawia to przy okazji bezsens demokracji, ale nie o to chodzi w tym tekście. Ta ostatnia grupa jest z jednej strony błogosławieństwem dla wszystkich którzy szukają poparcia, które to jest niezbędne aby forsować swoje opinie lub do nagłośnienia jakiejś sprawy. Często staje się jednak przekleństwem czego obraz mieliśmy wczoraj. Akcja z wklejaniem wirtualnych zniczy miała niby pokazać właścicielowi sklepu, że nie wszyscy akceptują tego typu zagrywki marketingowe. Dla wielu osób była to jednak tylko kolejna zabawa w bezsensowny spam. Okazja do napisania "jebać ave" a z czasem jakieś personalne jazdy na Jankesa, czyli krótko mówiąc prywata klamy. To trochę jak z onetowskimi komentarzami, gdzie nawet pod relacją z mistrzostw powiatu w bierki jest 100% pewność, że dojdzie do kłótni między zwolennikami pisu i po. Nie staję tutaj po żadnej ze stron. Po prostu to nie czas i miejsce bo temat zaczyna się rozmywać i jak czytam komentarze po tej dogorywającej akcji to nie pozostaje mi nic innego jak złapać się za głowę. Jeden pisze, że trzeba wpaść do sklepu w 900 osób i go obrabować inny z kolei, że ave jest spoko bo dostał koszulkę i naklejki. Od czasu do czasu trafi się też jakiś domorosły ekonomista tłumaczący, że przecież sklep musi z czegoś wyżyć, że przecież tyle robią dla rozwoju polskiej sceny itp. Wiadomo, że pieniądz jest ważną częścią naszego życia ale zdobywanie go w sposób niezgodny ze wszelkimi normami społecznymi prowadzi tylko do zniszczenia sceny. Może dla niektórych to banał bo nie wiedzą jak ciężko jest stworzyć coś samemu. Coś trwałego co potrafi wytrzymać latami. Ciekawe, że spore znaczenie w kontekście "wspierania sceny" mają dla was edity nagrywane przez wasz ukochany sklep. Nie czepiam się samych filmów bo technicznie to kawał dobrej roboty i nie dziwi mnie nagroda dla Usza którą dostał na ostatnim yeahbunnym. Tym bardziej nie mam pretensji do chłopaków którzy tam jeżdżą bo robią to najlepiej jak mogą. Klimat filmów mi co prawda nie leży ale to też nie problem, bo zatrzymałem się w trochę innych czasach i po prostu nie jestem ich targetem. Bawi mnie jednak przypisywanie tym filmom jakiejś olbrzymiej wartości dla rozwoju polskiego bmxa. To już nie są czasy produkcji takich jak SPUD, Viribus Unitis czy Depo które były naprawdę jakimś wyznacznikiem, medium które pchało do przodu całą scenę. Dzisiaj, w dobie wszechobecnego internetu, vimeo i youtuba nawet ciężko byłoby o takie epokowe pozycje. Tak samo zeszłoroczny Baltic Games który oceniam naprawdę pozytywnie nie będzie takim kamieniem milowym jak Red Bull Busters w 2004. Dlatego proszę, nie mówcie mi jakie to filmy od ave są ważne. Bo nie są. To tak naprawdę reklama i nagrywanie tych editów jest im na rękę. Nie twierdzę, że to złe, ale nie widzę też w tym niczego nadzwyczajnego. Kolejnym argumentem przytaczanym przez obrońców sklepu często są imprezy. Pisałem to już gdzieś ale się powtórzę: frekwencja nie jest jedynym wyznacznikiem tego czy dana impreza jest dobra czy nie. Ponownie przytoczę też przykład bmx day i Mistrzostw Polski w Białymstoku. Pierwsza impreza odbyła się z wielką pompą, sponsoring g-shocka itp. Druga znacznie bardziej kameralna, gdzieś na końcu świata. A jednak to w Białym mieliśmy to co powinno być najważniejsze: klimat. Bez żadnych ciśnień, całość rozłożona na dwa dni, żeby nie trzeba się było spieszyć. Do tego kapelki na świeżym powietrzu, meczyk na telebimie, piwo, grill który przeciągnął się w after a wszystko to na miejscu, w przyjaznej atmosferze i bez patrzenia na zegarek. Same zawody były na dobrą sprawę tłem. Oczywiście ave jeździ też po Polsce i organizuje różne mini-eventy. Szkoda, że w dużej mierze jest to zwykły hype dla dzieciarni. Niby forma zawodów a wygrywa ten w którym widzą potencjalnego klienta ("bo jest młody i się stara"). Kulminacją za to jest rzucenie w tłum naklejek o które dzieciaki się omal nie pozabijają. Serio o to chodzi w tym całym bmxie? Nie twierdzę oczywiście, że wszystko co robi ave jest złe. Pod względem zaopatrzenia i obsługi trudno im cokolwiek zarzucić, team też mają dobry. Nawet te ave-krówki czy durne reklamówki ze św. Mikołajem nie są problemem. Do mnie to nie trafia ale rozumiem, że koniec końców na tym zarabiają więc ok. To samo z rezerwowaniem wszelkich możliwych domen z "avebmx" w nazwie. Kogoś może śmieszyć ta ekspansja terytorialna .cz, .eu, .com. itp. ale co wam to na dobrą sprawę przeszkadza? Prawdziwym problemem są brudne zagrywki i wmawianie przy tym, że "to wszystko dla dobra sceny". Monopol do którego dążą też będzie dobry dla sceny? Ekonomista ze mnie może i marny, ale trudno mi wyobrazić sobie monopolistę który byłby dobry dla czegoś więcej niż dla samego siebie. Wracając do wczorajszej afery to nie pierwszy taki wybryk. Tyle, że tym razem było to tak bezczelne i chamskie, że przełamano w końcu pewne tabu. Część osób nie chciała tego mówić głośno, a część z pewnych powodów nie za bardzo mogła o co trudno je winić. Tym razem jednak coś pękło i nie zmienią tego te niby przeprosiny (które dobrze ktoś na facebooku podsumował parafrazą pewnego dowcipu "stało się to się stało, na chuj drążyć temat?"). Tak jak pisałem wcześniej wiele osób nie rozumie (albo nie chce rozumieć) o co tak naprawdę poszło. Stąd też ten tekst. Niepotrzebne moim zdaniem było tworzenie strony na fb "kto ma zajawę nie kupuje w ave". Teraz matoły się kłócą o to kto jest bardziej "zajawkowy" i licytują się kto więcej rzeczy kupił w ave czy czego tam jeszcze nie robił bez uszczerbku na swoim zaangażowaniu w jazdę (czekam aż ktoś napisze, że stracił tam cnotę). Nie w tym rzecz. Chodzi o pewne zasady, których zwyczajnie się nie łamie. Czasem po prostu warto być człowiekiem a nie tylko korporacyjną maszynką do generowania zysków bo daleko się w ten sposób nie zajedzie. Może pan "głowa do interesów" się tym nie przejmuje bo jak minie moda to spakuje manatki i weźmie się za jakąś inną branżę. Duża część obecnych kolorowych ave-dzieciaków nie będzie już wtedy "in bmx we trust" a ci z was którzy zostaną przejrzą w końcu na oczy. Zobaczycie, że to co nazywacie "wspieraniem sceny" to tak naprawdę wspieranie mody i własnego portfela. Jakby na to nie patrzeć wszyscy jedziemy na tym samym wózku i nie da się wiecznie spłycać tematu jedynie do darmowych stickersów i odmalowania walącego się skateparku.