poniedziałek, 13 sierpnia 2012

...I po Musztardzie

Master Musztarda Jam numer 8 przeszedł do historii. Jak zawsze było super ale takiego niedosytu po powrocie nie czułem chyba od czasów pierwszej edycji o której może za jakiś czas napiszę trochę więcej (już rok temu zbierałem się na taki przegląd po wszystkich kolejnych Musztardach, ale jakoś nigdy nie ukończyłem tego tekstu - może tym razem się uda?). W tym roku wypaliło niemal wszystko włącznie z pogodą a ta jak wiemy bywa bardzo kapryśna podczas toruńskich jamów. Nowa miejscówka (Teatr Baj Pomorski w Toruniu - ze względu na charakterystyczną ścianę frontową znany też jako "szafa") zapewniła świetny klimat a także wyciągnęła Musztardę nieco do ludzi - do starówki jest stamtąd raptem kilkaset metrów więc mniej i bardziej przypadkowych gapiów nie brakowało. Przyznam, że podchodziłem do tego pomysłu z pewną dozą sceptycyzmu nieco obawiając się utraty pierwotnego charakteru imprezy, przybliżenia jej do zawodo-pokazów jakie zwykli organizować producenci energy drinków, modnych elektronicznych gadżetów i innego stuffu, lokując jamy w centrum miasta i celując w tłumy przewijające się gdzieś z boku a nie w samych uczestników. Ile razy to już przerabialiśmy: kiepska nawierzchnia, mało miejsca, przeszkody ustawiane bez ładu i składu albo na pochyłym terenie (jak kiedyś mini rampa na warszawskiej Agrykoli). Tym razem jedynie mogę się przyczepić o to, że było trochę ciasno. Na same przejazdy miejsca było wystarczająco ale gdy w jednym momencie pojawiało się więcej niż 2-3 osoby, trzeba było już bardzo uważać aby na kogoś nie wpaść. Nie było też gdzie pojeździć pomiędzy przejazdami, ale wszystko to nadrabiała świetna atmosfera. Tą tworzą ludzie a tych w tym roku nie zabrakło. Na poprzedniej edycji frekwencja nie była rewelacyjna. Wiele osób zrezygnowało z powodu pogody i chociaż chłopakom przy użyciu palnika i namiotu udało się ostatecznie ujarzmić żywioł, to startujących była tylko garstka. Tym razem przyjechało sporo osób z całej Polski i nie tylko. Poza stałym "zagranicznym" gościem z Chin, czyli Maksem przyjechała też dwuosobowa reprezentacja ze Słowacji. Richard i Janeskom może wyglądali niepozornie, ale zaprezentowali bardzo stylową (i dość oryginalną, szczególnie patrząc na to z perspektywy naszego kraju) jazdę która dała im odpowiednio 2 i 4 miejsce. Do finału awansowali też Malina i Julek (5 i 6 miejsce) oraz Krasztest którego chyba trochę zjadły nerwy i po czyściutkim drugim przejeździe eliminacyjnym zaliczył trochę podpórek co dało mu ostatecznie trzecie miejsce. Wygrał Maksymilian który swoimi szybkimi kręciołami chciał się chyba przewiercić z powrotem do Chin*. Dla wszystkich nie-płaskich zorganizowany został bunnyhop contest, który wygrał Sęp, bijąc przy tym swoją życiówkę. 105 cm na rowerze z ramą poniżej 20" cali to całkiem imponujący wynik. Wszystko szło na tyle sprawnie, że po jamie zdążyliśmy jeszcze skoczyć na toruński skatepark. Jankes trochę narzekał, ale ja chciałbym tak "kiepsko rozplanowany" skatepark w Warszawie. Brakowało jedynie grindboxów ale poza tym bardzo mi się podobało (włącznie z bowlem do którego się oczywiście nie odważyłem wjechać, ale chłopaki wywijali po nim aż miło). Na afterze (który po roku absencji wrócił do NRD co mnie bardzo ucieszyło) oczywiście rozdanie nagród, wystawa prac graficznych o tematyce około-bmxowej, nowy film Krasztesta (przyznam, że nie widziałem go od początku ale to co obejrzałem jak zwykle bardzo mi się podobało) i oczywiście zabawa do białego rana. Dosłownie bo wychodząc z klubu chłopaki o mnie zapomnieli i musieli się wracać przez co u Amika byliśmy ok. 8. W niedzielę mieliśmy jeszcze zahaczyć o Parasiową działkę w Szczekarzewie, ale niestety nie dalibyśmy rady wrócić do Warszawy przed poniedziałkiem więc tę wizytę trzeba odłożyć na inną okazję. Podsumowując wyjazd jak najbardziej udany. Podziękowania dla Łowki i wszystkich tych którzy pomogli przy organizacji imprezy, Amika i jego mamy za wspaniałą gościnę (jak co roku!) i wszystkich tych którzy przyjechali na jedyne flatlandowe zawody w Polsce. Spodziewajcie się też video-relacji od bmx podcast, a na razie śledźcie flatland.pl gdzie już macie całe przejazdy finałowej szóstki a z czasem mają pojawić się też jakieś fotki.

* - wiem, że gdyby mu się udało to wylądowałby w oceanie, trochę na wchód od Nowej Zelandii, ale nie chciałem odbierać mu nadziei.