Na pierwszy ogień poszedł dworzec. Po przyjściu na miejsce okazało się, że budynek dworca jest szczelnie pozamykany (i miejscami zamurowany), a do tego na dworcu jest jakieś muzeum kolejnictwa, o którym nie mieliśmy pojęcia. Więc udaliśmy się do huty. Po pełnej zachwytów (nowymi stacjami metra) podróży wysiedliśmy na Młocinach i zaczęliśmy robić rozeznanie. Okazało się, że do huty za chuj nie da się wejść, bo jest otoczona milionami płotów i setką ochroniarzy, którzy szybko reagowali na naszą obecność. Za to znaleźliśmy blisko jakieś stare zamknięte technikum. Szkółka ta okazała się całkiem ciekawa: ma dwa piętra, sale gimnastyczną i duży (ostro zasyfiony) warsztat, ale....... całego przybytku pilnuje jakiś dziadek. Gadaliśmy z nim i powiedział, że nie może nas wpuścić, bo ochroniarze z naprzeciwka zaraz by go sypnęli. Dowiedzieliśmy się za to, że w sali gimnastycznej podłoga jeszcze jest i szkoły na razie nikt nie będzie burzył itp. Paweł ma się skontaktować z właścicielem tej szkoły i zobaczymy jak się rozwinie sytuacja. Do hangaru w końcu nie dotarliśmy, bo jest daleko i nie chciało nam się jechać (za ładna pogoda była i trzeba było pojeździć).
Puki co dalej szukamy jakiś pustych hal i być może w przyszłym tygodniu wybierzemy się na drugą wyprawę - chętnych zapraszam na gg: 9339750
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz