niedziela, 6 maja 2018

Podsumowanie ostatnich dwóch lat. Nic. Wegetacja. Stagnacja. Wzrok skierowany ponad horyzont. Oczekiwanie wschodu słońca, który może nigdy nie nadejść.

środa, 2 marca 2016

meh. - the 'h' is silent

Wstawiam, żeby było i tu. 2 lata, nienajlepsze, ale dało się coś z tego ostatecznie sklecić. 2 lata, a teraz koniec. Koniec.

You've never known
You've never shown
You've never bled
You're dead
You've never been
You've never seen
You never had
A fucking chance...


wtorek, 23 grudnia 2014

Yeahbunny #4

Minęło parę dni, ochłonąłem, to mogę skrobnąć parę słów o kolejnej edycji imprezy będącej swego rodzaju zwieńczeniem BMXowego roku w Polsce.
Podobnie jak 2 lata temu część kinowa odbyła się w domu kultury na Ursynowie, a część pijacko-nagrodowa w OSiRze na Tamce (podobno nigdzie indziej nas nie lubią). Frekwencja na sali pokazała, że wciąż jest sens organizować ten spęd, powiedziałbym nawet, że z roku na rok jest coraz lepiej. I to nie tylko patrząc pod kątem ilości osób siedzących na schodach (bo zabrakło miejsc), ale też poziomu tego, co te tłumy z najróżniejszych zakątków Polski ściągnęło do stolicy - filmów.
Na początek prawdziwa perełka - dość surowy materiał z Woodcampu 2005 od Kuby Banaka. Duża część z obecnych na sali nie pamięta nawet nie tyle czasów tych obozów, ale nawet czasów, gdy Woodcampy funkcjonowały jako legendy opowiadane przez starszych kolegów. Po tej projekcji z pewnością żałowali, że nie urodzili się dekadę wcześniej. Albo i nie. W każdym razie sądząc po dźwiękach z sali podobało się.
Następnie mieliśmy blok filmów krótszych, z których mi najbardziej spodobał się nowy Fled (uroczo nazwany "Nafledek") oraz chillowy film od Trepana. Kuba postanowił pójść za ciosem i do 9-letniego Woodcampu, dorzucił 3-letni EC 4 Jam. Daniel Wałachowski z kolegami pokazał się w para-dokumentalnym filmie o tripie po Holandii (znaczy takim na rowerach z rowerami czy jakoś tak...). Warszawska młodzież której w większości nie kojarzę zaprezentowała sporo dobrego streetu. Allday przywiózł ze sobą najlepsze kawałki z tegorocznych editów swoich riderów, sklejone w jedno video. Podcast tradycyjnie rozczarował jakimś sucharem (chyba będę się sądzić za bezprawne wykorzystanie mojego wizerunku). Ja natomiast nie zrobiłem nowego meha. Tzn. zrobiłem, ale z pełnoprawnego meha 2 jest tak naprawdę kilkanaście ostatnich sekund które możecie uznać za trailer. Reszta za rok.

meh. teaser + 2015 trailer from koczkodan on Vimeo.

Tych krótkich filmów było więcej, ale nie sposób o wszystkich wspomnieć (nie wszystkie zresztą trafiły już do sieci, dlatego śledźcie bunnyhopowego fejsa). Wspomnę jeszcze tylko o nowym No Big Deal, który... okazał się całkiem niezły. Serio. Spoko klimat, Dedo i Sendyk fajnie pojechali, obiektyw prawie czysty, przemyślane (tym razem) ujęcia. Klama nie klaskała, Patison kręcił nosem, ale dla mnie pozytywne zaskoczenie. Nie była to może najlepsza pozycja podczas seansu, ale w porównaniu z jedynką o której pisałem przy okazji poprzedniej edycji Yeahbunnego widać pracę idącą w dobrym kierunku. 
W tym miejscu przejdę do filmów dłuższych. W tej kategorii (tj. długości) prym wiódł All In trójmiejskiej Ekipy. Niestety tak jak pisałem przed rokiem o NBD, aby robić film BMXowy mający 52 minuty, naprawdę trzeba mieć co pokazać. Jak widać przy 40 minutach jest podobnie. Dobrze, że chłopaki się nie spięli i sami żartowali, że są "tegorocznym noł big dilem". Zwłaszcza, że jak pokazuje przypadek Jankesa i jego filmu, może być już tylko lepiej. 
Najbardziej wyczekiwanymi produkcjami były chyba jednak dwa filmy od konkurencyjnych bydgoskich sklepów. Proletaryat pochwalił się swoim Euro Tripem, chociaż największe emocje wzbudził końcowy part Miha - pożegnalny edit z Krakowa, który z pewnością pomógł Michałowi zdobyć nagrodę dla "yeahbunnego ridera" roku (a skoro już jesteśmy przy PRLu to "yeahbunnym filmowcem" został Łowka).  
BMX Life natomiast uderzył kolabo z Klamą. I tu zaczyna się ten moment w którym nieprzespana noc zaczęła wdawać się we znaki. Wojtek Nieżychowski lipy nie odwala, riderzy to też ścisla streetowa czołówka, więc z pewnością film był dobry (zgarnął w końcu yeahbunną nagrodę w swojej kategorii) - niestety ja przysypiałem już ze zmęczenia. Jeszcze mniej pamiętam z kończącego seans GOP, więc napiszę tylko, że był. Aaaa Norek, zajebiste slajdery, a Zbigniew nothing z railride'a? A może mi się śniło...
After spoko, nie zgubiłem tym razem czapki (w przeciwieństwie do Sana). Co do reszty nagród to nie pamiętam kto co dostał. Na pewno Paraś za weterana i SKNY za small biznes. A skoro jesteśmy przy nagrodach, to poza Kubą swoje medaliony rozdał też BMX Podcast. Dalej nie do końca rozumiem idei "Złotych Cyryli" (tzn. czy jak się jest laureatem to dobrze, czy raczej niekoniecznie...), ale chyba całkiem spoko wyszło. Trochę szyderczo, trochę czepialsko, mocno tendencyjnie, ale przede wszystkim można się było pośmiać, miało to swój wymiar kabaretowy i chyba o to chodzi. 
Podsumowując, jeżeli ktoś tracił wiarę w sens tej imprezy, to chyba odzyskał ją z nawiązką.


wtorek, 11 listopada 2014

Gala BMX 2014

Uff... Pierwszy wpis od marca. Koniec roku, zbliżają się rożnego rodzaju podsumowania. Na pierwszy ogień Gala BMX od Jamaj Events. Taa... Krótko moje typy:

Flat: Angus. Po prostu, ten rok był jego.
Impreza: Musztarda X. Bez dwóch zdań. jeżeli ktoś uważa inaczej to albo nie był, albo się nie zna. Aktualny wynik głosowania sprawia natomiast, że jest mi smutno.

Reszta kategorii mnie nie obchodzi, ale głosujcie na Witka w dircie. Swój człowiek (chociaż nie mam pewności czy zdążył w tym roku coś polatać przed operacją kolana).


Mógłbym w tym miejscu ponarzekać nad sensem takich plebiscytów, pośmiać się ze spiny niektórych nominowanych w streecie, ale zamiast tego skupię się na pozytywach. Impreza odbędzie się 29 listopada na Burn Bowlu. Rok temu była zdaje się rura w klubie, tym razem zapowiada się jeszcze bardziej prawilnie. Co prawda jest coś wspomniane o oddalonym o 200 m klubie gdzie ma się odbyć after, ale liczę na to, że przenosiny nie będą obowiązkowe. Chyba nie muszę pisać gdzie będzie lepszy klimat...

środa, 26 marca 2014

Zmiany

Na razie czysto kosmetyczne. Zmienił się adres, zmieniło się logo, zawartość na razie ta sama. Po co i dlaczego? Już od dawna nie była to strona lokalnej "sceny". Ta trzyliterowa zbitka została raczej z sentymentu, może przyzwyczajenia, ale nie wyrażała odpowiednio treści jaka była tu przedstawiana. Poza tym zbyt wiele rzeczy działo się za moimi plecami i jako autor strony mimowolnie zacząłem uczestniczyć w sprawach, które na dobrą sprawę mnie nie dotyczą. To nie jestem ja, to nie są moje "projekty". Tyle. 
Co innego "meh." na którym chciałbym się w tym momencie skupić. Pierwszy (od razu długi) film sygnowany tą nazwą możecie zobaczyć poniżej. Nie jest to żadne dzieło sztuki, ale jest to coś mojego, czym mogę wyrazić swoje spojrzenie na BMX. Oczywiście nie zapominam tutaj o tych wszystkich bez których ten film by nie powstał (zwłaszcza ekipie BMX Podcast), ale pomyślałem, że warto zrobić z "meh." coś więcej niż jednorazowy projekt. Co to konkretnie będzie? Jeszcze nie wiem, ale spodziewajcie się większej ilości materiałów video stricte związanych z niniejszą stroną niż dotychczas. Jakiś skrawek o którym niemal zapomniałem jest już na ukończeniu. O podcastowych (jeszcze) bonusach do zeszłorocznego filmu nie wspomnę.
Oczywiście nie zrezygnuję z okazjonalnego plucia jadem na różne tematy, tym bardziej nie usunę starej zawartości strony (nie wykluczam też, że jakieś lokalne motywy dalej będą przemycane, bo niby dlaczego nie?). "Ruszył" też facebookowy fanpage. Napisałem "ruszył", bo na razie nic na nim nie ma, ale może kiedyś będzie. Sprawdzić (i zlajkować oczywiście) możecie pod tym adresem.

wtorek, 24 grudnia 2013

"meh." full movie

Taki prezent na gwiazdkę. Wersja delikatnie doszlifowana w stosunku do tej z kina. "Delikatnie" to słowo klucz. Parę rzeczy zostało jak jest, ale trudno :)

niedziela, 15 grudnia 2013

Po yeah bunny(m) oraz dlaczego nie jestem zachwycony NBD

BMX'owe podsumowanie roku przez Bunny Hopa za nami. Trzecia edycja przyniosła nowe kino (jak zwykle), reszta natomiast pozostała właściwie bez zmian. No może poza faktem, że zamiast statuetek laureatom wręczone zostały pierścienie (czy tam sygnety) a część kategorii została "wyjaśniona" jeszcze podczas seansu a nie dopiero na afterze. Na wstępie zaznaczam, że jestem trochę chory i nie mam tutaj akurat na myśli syndromu dnia wczorajszego. Dlatego wybaczcie chaotyczność tego wpisu a także to, że nie do końca kontaktowałem wczoraj i np. z niezrozumiałych dla mnie powodów nie obejrzałem nawet wszystkich wystawionych zdjęć :/  Gwoli ścisłości wygrała fotka autorstwa Thomaszphoto przedstawiająca Dąbka robiącego seat grab supermana w pięknych okolicznościach przyrody, a skoro już przy temacie fotografii jesteśmy to fotografem roku został Wojciech Nieżychowski. Przejdźmy może w takim razie do filmów. Tym razem mieliśmy same premiery, 100% polskiego BMX'a, zresztą przez delikatną obsuwę harmonogram seansu zrobił się dość napięty i nie było nawet czasu na żadne zapychacze*. Punktem kulminacyjnym imprezy miał być No Big Deal, DVD autorstwa Jankesa. Czy faktycznie było na co czekać? Nie będę owijał w bawełnę i napiszę od razu: byłem rozczarowany. Więcej na ten temat napiszę za chwilę, wcześniej postaram się krótko omówić co poza NBD czekało wczoraj na dość tłumnie zebraną widownię (frekwencja o wiele lepsza niż rok temu, co się chwali). Początkowo miały polecieć trzy sekcje, każda po godzinie. jak to bywa z takimi założeniami zderzenie z rzeczywistością sprawiło, że wszystko obejrzeliśmy w dwóch blokach z jedną przerwą na siku. Na start poleciały krótsze produkcje z których zdecydowanie z największą owacją spotkał się nowy edit Oskiera. Nie będę się tutaj rozwodził nad kolejnymi sztuczkami, ale otrzymaliśmy naprawdę solidna porcję bangersów. Będzie w necie to sami zobaczycie. Mały wielki człowiek :) Wszystko to bardzo zgrabnie ujął w swoim obiektywie Ryys, zgarniając przy okazji nagrodę za filmowca roku. Oczywiście tych krótszych form było więcej, z czego prawdziwym rarytasem może się okazać podwójny edit od Krasza. Dążenie do perfekcji sprawia, że chyba tylko klasyk jakim jest niewątpliwie Freestyle Fresh z 2011 roku w pełni zadowolił swojego autora i trafił po premierze do internetu. Nie wiem jak będzie tym razem, ale całkiem możliwe, że Yeah Bunny był jedyna okazją aby zobaczyć ten materiał od Pawła, więc niech wszyscy obecni czują się zaszczyceni :) W tym momencie przejdę do filmów dłuższych które to otwierała produkcja autorstwa mojej skromnej osoby, czyli "Meh." firmowany przez BMX Podcast. Głupio mi pisać o własnym dziele, więc tylko podziękuję wszystkim tym od których usłyszałem miłe słowa po projekcji, chłopakom z podcastu którzy stawili się na imprezę w pełnym składzie no i generalnie wszystkim dzięki którym ten film powstał i miał szansę na taką fajną premierę. Czy się udał czy nie pozostawię do oceny już wam. Na razie tym którzy byli wczoraj w kinie, jednak niebawem trafi on do szerszego grona. Póki co trailerek na dole tekstu. Zaraz potem (i krótkiej przerwie) został pokazany film który absolutnie wygrał wczorajszą imprezę. "Ride and Travel Gypsy Tour". Tak jest. Wielu już zwątpiło, że kiedykolwiek powstanie. Ba, przez te 4 lata można było zapomnieć, że w ogóle miał powstać. Jednak za sprawą Mycka który ogarnął materiał Arka Stefaniaka otrzymaliśmy naprawdę mega produkcję. Oczywiście mamy tutaj jazdę, ale nie ona jest tak naprawdę najważniejsza a sama idea tego cygańskiego wyjazdu, cały ten klimat podróżowania busem po Europie, masa głupich akcji i tekstów i wreszcie smutny finał w którym z jednego z aut zostaje skradziony sprzęt fotograficzny a chłopaki zostają właściwie tylko z kamerą Arka i aparatem Witolda który szczęśliwie miał go akurat wtedy przy sobie. Do tego Dzięcioł w swojej najlepszej formie w świrowaniu. W ogóle świetna ekipa i jak tylko wyjdzie DVD które już wstępnie zapowiedział Mycek to kupuję z miejsca. Chyba nie muszę pisać, kto zdobył nagrodę za najlepszy film tego wieczoru? Potem było jeszcze kilka produkcji, w tym "Fled" z Warszawy, "GOP 1.5" śląskiej ekipy i video od Kupsona. Zresztą nie tylko od niego bo końcowe fragmenty główny zainteresowany po raz pierwszy zobaczył wczoraj na sali. Witek który również odegrał dużą rolę w tym filmie mówił nawet, że nikt przed premierą nie obejrzał tego w całości a samo renderowanie miało miejsce w okolicach sobotniego popołudnia. Jak już przebrnie się przez te fragmenty z MTB to otrzymujemy klimat rodem z bonusów Banned wzbogacony o chorą wyobraźnię Witka. Dawno się tak nie uśmiałem, ale od tej pory będę uważał pijąc w jego towarzystwie :) Zresztą po powrocie z aftera do Patison Mansion prawie się udusiłem, a chociaż podcastowy instagram podsumowuje to tylko jednym zdjęciem to myślę, że i tak jest dość wymowne. Prostacki humor z podtekstami fekalno-seksualnymi FTW!
Potem mieliśmy jeszcze promo BMX Life (raczej krótkie ale puszczone w sekcji z dłuższymi filmami) no i ten nieszczęsny No Big Deal... Poniżej postaram się wytłumaczyć co tak naprawdę moim zdaniem nie wypaliło. Niech będzie w punktach:
- ogromny hype budowany wokół całego projektu. Film był zapowiadany od dłuższego czasu, a Jankes serwował na bieżąco informacje czy to o stanie montażu czy o nagrywkach. Od początku było też wiadomo, że video nie trafi po premierze do sieci tylko wyjdzie na dvd co samo z siebie sugerowało, że zapowiada się coś naprawdę konkretnego. Oczekiwania były więc ogromne.
- brudny obiektyw. Serio, to się może wydawać śmieszne, ale tak samo śmieszne dla mnie jest to, że kręcąc coś za co później chce się kasę, nie można poświęcić dosłownie paru sekund na to aby przetrzeć to cholerne szkło. Ten cały syf jest zresztą pewnym symbolem tego filmu, hasłem-kluczem, wyrażeniem podejścia autora do spraw czysto technicznych. Rozumiem, że nie każdemu mogą podobać się współczesne, wymuskane produkcje. Ba, sam należę do tych osób. Ja nawet czaję ten zachwyt nad nagrywkami z rybim okiem gdzie winieta zajmuję większą część ekranu i innymi oldschoolowymi smaczkami, ale bez przesady. Nie mieszajmy zamierzonej "surowości" ze zwykłą fuszerką. Trzeba znać jakiś umiar. Tylko jak wymagać umiaru od kogoś kto na pytanie "gdzie wersja HD?" odpowiada w wydumany sposób "tam gdzie jej miejsce, z dala od BMX"...
- i tu przechodzimy do kolejnego problemu którym jest sam autor. I nie chcę go oceniać a jedynie stwierdzić fakty. Każdy, powtarzam każdy kto coś kiedykolwiek osiągnął spotkał się z falą krytyki mniej lub bardziej uzasadnionej. Nie każdy jednak znosi tę krytykę w takim samym stopniu. Po jednych spływa to aż za bardzo inni natomiast spinają poślady co jest tak naprawdę wodą na młyn tych, którzy cisną. Te wszystkie napinki w necie, głównie na linii Jankes-Klama nie pozostają bez echa. Podejrzewam, że wiele osób skreśliło ten film już na starcie. Ja nie, zwłaszcza że materiały dostarczone przed premierą mi się autentycznie podobały.
- szkoda tylko, że cały film nie trzymał takiego poziomu... I patrząc obiektywnie nawet nie chodzi o to, że był jakoś przeraźliwie zły. Był po prostu do bólu przeciętny a przy tym o wiele za długi. Z zegarkiem w ręku nie siedziałem, ale jeżeli faktycznie całość miała 52 minuty no to poprzeczka którą zawiesił sobie Jankes była naprawdę wysoko. Wspomniane "materiały promocyjne" to intro i przejazd niejakiego Timura, który w filmie ostatecznie się nie znalazł. Coś jest nie tak, kiedy odrzut jest lepszy niż to co ostatecznie znalazło się w finalnej wersji...
- mieszanie BMX i MTB. To nie działa. Tyle.
Na pewne usprawiedliwienie autora dodam, że sporo "hejtu" poleciało za samą chęć wydania tego na DVD i UWAGA brania pieniędzy za efekty swojej pracy. Oczywiście o wiele rozsądniejsza wydaje się droga którą obrał Mycek nie afiszując się wcześniej aż tak z wydawaniem filmu na płycie. Była premiera, świetne przyjęcie przez oglądających, no to jedziemy z tematem. Z drugiej strony BMX'owe DVD zdają się być już u schyłku swojego żywota. To temat na osobną dysputę, ale jest kilka czynników które nad tym zaważyły:
- internet. No niestety, szybkie łącze oraz serwisy takie jak Vimeo czy Youtube mają swoje dobre i złe strony. Trochę nas to rozleniwiło, dodatkowo wzbudzając postawę roszczeniową "nam się należy". Mniejsza też wydaje się potrzeba posiadania czegoś "namacalnego" co dotknęło także muzyki. Sprzedaż mp3 kwitnie w najlepsze a tylko nieliczni tęsknią za wkładkami z tekstami utworów, zdjęciami zespołów itp. W przypadku filmów BMX zawartość inna niż cyfrowa zresztą zawsze była raczej skromna. Mimo to wciąż uważam, że fajnie jest mieć coś co można postawić sobie na półce. Coraz częściej uświadamiam sobie jednak, że dla większości nie ma to znaczenia. Byle obejrzeć, jak się spodoba kliknąć like, ewentualnie udostępnić na fejsie. Szybciej & więcej.
- jakość vs. cena. Znajdujemy się obecnie gdzieś pomiędzy standardem DVD a Blu-ray. Ten pierwszy już od dłuższego czasu nie jest w stanie zaoferować nam tego co choćby web vidz, a wszystko to za sprawą rozdzielczości. 720 punktów w poziomie to trochę mało, zwłaszcza na większym ekranie. Z kolei Blu-ray wciąż jest za drogi. Za drogie są nośniki, za drogie odtwarzacze aby format ten stał się powszechny. Oczywiście jest to kwestia czasu ale póki co jest jak jest.
Wracając do tematu NBD to w moim odczuciu po prostu nie spełnia on pokładanych w nim nadziei. Balonik był pompowany długo aż w końcu pękł. Król jest nagi. I tyle. Nie ma sensu się pastwić nad tym filmem. Może komuś się spodoba? Jego sprawa. Nie życzę źle Jankesowi i jeżeli dalej będzie chciał rozwijać swój projekt to powodzenia. Warto jednak przemyśleć parę spraw i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Na koniec jeszcze wrócę na chwilę do samej imprezy i pozostałych nagród. Weteranem roku został Jamaj i myślę, że to dobry wybór. Sporo w tym roku się działo za pośrednictwem Jamaj Events i mam tu na myśli imprezy bardziej "masowe" jak Gala BMX ale też np. o wiele bardziej niszowy Geriatricks który uważam za naprawdę świetny pomysł i mam nadzieję na drugą edycję w 2014. Riderem roku został Szamanek i chyba nie ma sensu z tym dyskutować. Najlepszym trailsowcem natomiast została wybrana dziewczyna Kupsona. Wszakże trailsy to nie tylko latanie ale też cała praca przy nich a tam wspomniana niewiasta ponoć nie ustępowała chłopakom. No i to chyba na tyle. Imprezka udana, rok który podsumowała też raczej niezły. Oby przyszły był jeszcze lepszy (a przynajmniej nie gorszy).


*- co nie oznacza, że "zapychacze" sprzed roku źle mi się oglądało. Mimo to wbrew zasadzie, że najlepsze piosenki to te które już się zna, na imprezie tego typu im więcej premier tym lepiej.

EDIT: tradycyjnie o czymś zapomniałem. W kategorii "Small Biznes" wygrał oczywiście Bączek ze swoim Totemem, którego serdecznie z tego miejsca pozdrawiam.

wtorek, 12 listopada 2013

'Cause it's a long way back from Hell...

To była długa podróż (z ang. "trip"). Powoli wracam. Do siebie?

1. Intro
2. MP Białystok
3. BDG mix
4. Flatland mix
5. Sam
6. Szczekarzewo
7. EC4
8. Bails
9. Outro/Credits

Wersja mocno robocza. 14.12.2013. Maybe...

czwartek, 10 października 2013

Gala, bmxy, rowerowi terrorysci cd.


Taka tam ciekawostka. Na szybko przejrzałem kategorie flatland i event. Co do pierwszej to mam kilka uwag ale temat nie jest godny rwania szat, więc to pominę. Jednak brak wśród eventów imprezy na działeczce u Parasia to już błąd niewybaczalny. Najlepszy event roku! Mamy za to imprezę która jak rozumiem jeszcze się nie odbyła a już można na nią głosować... Pfff.
Z innej beczki, jeżeli kiedykolwiek zostaniecie zatrzymani przez tzw. "policję" po spożyciu 3-4 piw (choćbyście jechali w środku nocy po pustym chodniku - myth confirmed) to zgodnie z logiką polskiego tzw. "prawa" spodziewajcie się zakazu na rower (za którego złamanie grozi do trzech lat więzienia!) i tak z 1-3k grzywny/ograniczenia wolności na powiedzmy pół roku. I to o ile dobrowolnie poddacie się karze i nie byliście wcześniej karani. A wszystko to dlatego, że MOGLIŚCIE spowodować zagrożenie w ruchu lądowym. Mogliście. "A to być może wasza matka!" Prewencja przede wszystkim. Pomijam jednak wysokość ewentualnych kar (dość wysokich biorąc pod uwagę, że za zabicie człowieka można dostać np. 15 lat co jest kpiną). Zostawmy to, bo polskie prawo, takie piękne, takie nasze daje rowerowym kryminalistom furtkę. Otóż posiadając zakaz na rower możemy poruszać się bez żadnego problemu skuterem. Cóż, wtedy już nie stanowimy żadnego zagrożenia. Seems legit. Do ciekawych wniosków można też dojść kiedy przejrzy się taryfikator w poszukiwaniu kary za jazdę samochodem bez uprawnień, za co grozi jedynie 500 zeta mandatu (ewentualnie drugie 500 dla właściciela pojazdu, jeżeli do złamania prawa doszło za jego zgodą). Złamanie zakazu prowadzenia rowerów (jak to groźnie brzmi) tak jak wspomniałem wyżej - do 3 lat w pierdlu. Oczywiście jest to maksymalny wymiar kary i zapewne skończyłoby się na grzywnie + nabrudzeniu w papierach (przestępstwo przeciwko "wymiarowi sprawiedliwości"!) niemniej wygląda to trochę zabawnie. Wszystkim którzy posiadają prawko, jeszcze do niedawna (bodajże do 2011 roku) za podobne wybryki na rowerze groziło znacznie więcej bo tracili oni także możliwość prowadzenia pojazdów mechanicznych. Bardziej "opłacalna" stawała się jazda po pijaku samochodem (utrata prawa jazdy) niż rowerem (utrata prawa jazdy + zakaz na rower). No, ale na szczęście to już za nami. W takim tempie gdzieś w okolicach roku 3164 może doczekamy się względnej normalności, o ile wcześniej władzy nie przejmą jaszczuroludzie.

Co do obligatoryjnych zakazów na rower, których nie da się skrócić, zawiesić, zamienić na inny rodzaj kary... Znalazłem przypadkiem w necie dość ciekawą propozycję, która pewnie wyląduje w koszu jak wszystkie inne tego typu inicjatywy: http://polskanarowery.sport.pl/blogi/ibikekrakow/2013/01/kmr_zniesmy_obligatoryjnie_orzekany_zakaz_jazdy_rowerem/1

W zderzeniu z naszą polską rzeczywistością interesująco brzmi np. pkt. 4. Oj, biedni ci nasi stróże prawa. Cyt. "i tak musimy tu siedzieć do ósmej rano".














ps.oczywiście nie piszę tutaj o sytuacji w której zatrzymany jest zalany w trupa a takiej gdzie ma powiedzmy 0,3-0,6 mg/l w wydychanym powietrzu i pełną kontrolę nad tym co się dzieje (tj. nie jedzie zygzakiem, nie przewraca się). Samo badanie też jest rzeczą ciekawą bo ja np. dmuchałem 2 razy w ciągu 3 minut! Na komendzie dowiedziałem się, że dmuchałem jeszcze trzeci raz, po 20 minutach. Ki czort? Zwłaszcza, że na kwitku nie było mojego podpisu! Oczywiście pan spisujący zeznanie zbagatelizował sprawę ("bo i tak było przekroczone") ale ciekawi mnie kto dmuchał po raz trzeci? Milicjant z drogówki który mnie zatrzymał? Pozostawię to bez komentarza...

czwartek, 1 sierpnia 2013

This is my spot!

Fajnie jest mieć swoją miejscówkę. Pomachać łopatą przy hopach, zbić do kupy kila desek i kątownik, odgruzować jakąś zapomnianą przez świat ruinę... Mamy oczywiście basen, który niedawno udało się na nowo ogarnąć (chociaż to było ze 2 tygodnie temu, więc być może znowu można pływać w morzu potłuczonego szkła), ale pomimo tego, że mieszkam po drugiej stronie ulicy jakoś nigdy nie był to "mój" spot. Może dlatego, że jestem tam w stanie zrobić tylko hang 5 po górze, ewentualnie jakiegoś koślawego ninja dropa? O wiele bardziej zżyłem się z boiskiem przy Strażackiej, gdzie jakąś dekadę temu zacząłem robić takie dziwne rzeczy:

specjalnie trzymam za oponę, żeby było "fajniej"















Z bólem stwierdzam, że progress od tamtego czasu nie jest zbyt okazały, ale to akurat nieistotne. Boisko jak boisko. Płaskie (przez co woda po deszczu potrafi stać przez kilka dni), duże, niedaleko od domu. Niestety z racji bliskiego sąsiedztwa małej architektury biwakowej zawsze problemem były potłuczone butelki. Po kilku latach jeżdżenia gdzie popadnie postanowiłem w końcu ogarnąć temat i wrócić na swoje. Trochę się namachałem szczotką, trochę podłubałem gołymi rękoma, trochę jest jeszcze do zrobienia ale to akurat dobrze. Ostatnio odkryłem, że przygotowywanie miejscówki samo w sobie sprawia nieraz tyle samo frajdy co jazda na niej (albo i więcej). Nie wiem czy praca uszlachetnia, ale na pewno oczyszcza. Oczyszcza umysł ze zbędnych bzdur, myśli, problemów. Katharsis?

po sprzątaniu















W temacie miejscówek, tych które przynajmniej z założenia są ciekawsze od kawałka asfaltu, wspomnę jeszcze o ostatnim odkryciu jakiego dokonałem z Krzyśkiem. Fotkami niestety nie dysponuję, ale ktoś próbował zrobić hopę. Przekopał w tym celu chyba ze 100 m (wyjmując przy okazji z ziemi tonę kamieni), zrobił najazd, bandę, położył dywany... A wszystko to obok ekhm... "pump-traka" zrobionego przez małolatów (czyt. przerobionych muld). Wykonanie całości pozostawia wiele do życzenia i raczej nie wygląda jak pod bmxa, ale zastanawia mnie komu się chciało bo roboty dużo a efekt taki sobie (za niska banda, nierówno, stosy kamieni w które można wpaść). Nie wspominając o tym, że najazd jest strasznie długi, zakręca pod jakimś szalonym kątem a na jego końcu jest jedna, niewyprofilowana hopa. Ot taka ciekawostka architektoniczna.