czwartek, 17 stycznia 2013

EC4 speszjal

Video miało swoją premierę (jak to dumnie brzmi) na yeahbunnej imprezie 2. Nie do końca mi się podoba, ale podziękujcie patisonowi który jak zwykle nie wywiązał się ze swoich zadań i dlatego musiałem na ostatnią chwilę składać Łódź zamiast innego projektu za który już pewnie się nie wezmę. Ma to oczywiście też dobre strony bo chłopaki się przez lata nakopali a Witek ładnie o wszystkim opowiedział, więc szkoda by było gdyby materiał trafił do szuflady. Przepraszam za problemy z dźwiękiem ale tak to jest jak się biega z mikrofonem owiniętym kablem.

In money we trust

Wydarzenia dnia wczorajszego wywołały niezłą burzę. Zaczęło się dość niewinnie na blogu bunny hopa kiedy ktoś w jednym z komentarzy wstawił link www.manyfestbmx.com. Co ciekawe po kliknięciu w odnośnik następowało automatyczne przekierowanie na stronę avebmx. Nie trzeba było długo czekać aby afera przeniosła się na facebooka, gdzie po pewnym czasie powstało nawet wydarzenie zachęcające do wstawiania wirtualnych zniczy na profilu ave a także fanpage "kto ma zajawę nie kupuje w ave". Warto zwrócić uwagę na fakt, że nie była to pierwsza tego typu zagrywka ze strony warszawskiego sklepu. Już ze 2 lata temu przypadkowo wpisując adres danscompa zamiast końcówki .com wstukałem .pl i trafiłem na główną stronę ave. Początkowo myślałem, że to autentycznie jakieś kolabo ale szybko okazało się, że nic z tych rzeczy. Sprawa ucichła (o ile w ogóle stała się głośna) bo wydawała się dość groteskowa: gdzie nawet największemu polskiemu sklepowi do dansa? Myślę, że większość osób podobnie tak jak ja skwitowała to po prostu uśmiechem politowania. Zwłaszcza, że nawet jeżeli ktoś miał tutaj ucierpieć to tylko jakiś moloch zza oceanu. Może i nie jest to najlepsza cecha ludzka ale tak to już bywa, że kiedy problem jest gdzieś daleko to go lekceważymy. Dzięki tej znieczulicy tworzone są podwaliny pod takie akcje jak ta z manyfestem. Zresztą nie tylko o ten sklep poszło, bo podobnie przez krótki czas funkcjonował adres www.proletaryatbmx.com. Czyżby ave wystraszyło się jednak tak dużego gracza jak prl i szybko odpuściło? To akurat nie ma znaczenia. Zwłaszcza, że dzień dzisiejszy przyniósł nam przeprosiny ze strony sklepu. Wszyscy są zadowoleni, sytuacja wróciła do normy a kto dalej drąży temat, według najbardziej zagorzałych fanów ave jest "hejterem" i "gimbusem" (ciekawe zważywszy na to, że piszą to osoby o dekadę ode mnie młodsze). Tylko czy aby na pewno wszystko jest ok? Przede wszystkim zastanówmy się czym tak naprawdę była ta afera z domenami. Czy był to jednorazowy wybryk czy może kropla która przelała czarę goryczy? Popytajcie starszych kolegów, zwłaszcza z Warszawy a usłyszycie z pewnością więcej ciekawych historyjek. Internet ma jednak to do siebie, że do każdego movementu (że tak z angielszczyzną wyjadę) przyczepią się zawsze trolle oraz ludzie-chorągiewki, którzy zmieniają swoje poglądy w zależności od tego co akurat jest na topie. Idealnie przedstawia to przy okazji bezsens demokracji, ale nie o to chodzi w tym tekście. Ta ostatnia grupa jest z jednej strony błogosławieństwem dla wszystkich którzy szukają poparcia, które to jest niezbędne aby forsować swoje opinie lub do nagłośnienia jakiejś sprawy. Często staje się jednak przekleństwem czego obraz mieliśmy wczoraj. Akcja z wklejaniem wirtualnych zniczy miała niby pokazać właścicielowi sklepu, że nie wszyscy akceptują tego typu zagrywki marketingowe. Dla wielu osób była to jednak tylko kolejna zabawa w bezsensowny spam. Okazja do napisania "jebać ave" a z czasem jakieś personalne jazdy na Jankesa, czyli krótko mówiąc prywata klamy. To trochę jak z onetowskimi komentarzami, gdzie nawet pod relacją z mistrzostw powiatu w bierki jest 100% pewność, że dojdzie do kłótni między zwolennikami pisu i po. Nie staję tutaj po żadnej ze stron. Po prostu to nie czas i miejsce bo temat zaczyna się rozmywać i jak czytam komentarze po tej dogorywającej akcji to nie pozostaje mi nic innego jak złapać się za głowę. Jeden pisze, że trzeba wpaść do sklepu w 900 osób i go obrabować inny z kolei, że ave jest spoko bo dostał koszulkę i naklejki. Od czasu do czasu trafi się też jakiś domorosły ekonomista tłumaczący, że przecież sklep musi z czegoś wyżyć, że przecież tyle robią dla rozwoju polskiej sceny itp. Wiadomo, że pieniądz jest ważną częścią naszego życia ale zdobywanie go w sposób niezgodny ze wszelkimi normami społecznymi prowadzi tylko do zniszczenia sceny. Może dla niektórych to banał bo nie wiedzą jak ciężko jest stworzyć coś samemu. Coś trwałego co potrafi wytrzymać latami. Ciekawe, że spore znaczenie w kontekście "wspierania sceny" mają dla was edity nagrywane przez wasz ukochany sklep. Nie czepiam się samych filmów bo technicznie to kawał dobrej roboty i nie dziwi mnie nagroda dla Usza którą dostał na ostatnim yeahbunnym. Tym bardziej nie mam pretensji do chłopaków którzy tam jeżdżą bo robią to najlepiej jak mogą. Klimat filmów mi co prawda nie leży ale to też nie problem, bo zatrzymałem się w trochę innych czasach i po prostu nie jestem ich targetem. Bawi mnie jednak przypisywanie tym filmom jakiejś olbrzymiej wartości dla rozwoju polskiego bmxa. To już nie są czasy produkcji takich jak SPUD, Viribus Unitis czy Depo które były naprawdę jakimś wyznacznikiem, medium które pchało do przodu całą scenę. Dzisiaj, w dobie wszechobecnego internetu, vimeo i youtuba nawet ciężko byłoby o takie epokowe pozycje. Tak samo zeszłoroczny Baltic Games który oceniam naprawdę pozytywnie nie będzie takim kamieniem milowym jak Red Bull Busters w 2004. Dlatego proszę, nie mówcie mi jakie to filmy od ave są ważne. Bo nie są. To tak naprawdę reklama i nagrywanie tych editów jest im na rękę. Nie twierdzę, że to złe, ale nie widzę też w tym niczego nadzwyczajnego. Kolejnym argumentem przytaczanym przez obrońców sklepu często są imprezy. Pisałem to już gdzieś ale się powtórzę: frekwencja nie jest jedynym wyznacznikiem tego czy dana impreza jest dobra czy nie. Ponownie przytoczę też przykład bmx day i Mistrzostw Polski w Białymstoku. Pierwsza impreza odbyła się z wielką pompą, sponsoring g-shocka itp. Druga znacznie bardziej kameralna, gdzieś na końcu świata. A jednak to w Białym mieliśmy to co powinno być najważniejsze: klimat. Bez żadnych ciśnień, całość rozłożona na dwa dni, żeby nie trzeba się było spieszyć. Do tego kapelki na świeżym powietrzu, meczyk na telebimie, piwo, grill który przeciągnął się w after a wszystko to na miejscu, w przyjaznej atmosferze i bez patrzenia na zegarek. Same zawody były na dobrą sprawę tłem. Oczywiście ave jeździ też po Polsce i organizuje różne mini-eventy. Szkoda, że w dużej mierze jest to zwykły hype dla dzieciarni. Niby forma zawodów a wygrywa ten w którym widzą potencjalnego klienta ("bo jest młody i się stara"). Kulminacją za to jest rzucenie w tłum naklejek o które dzieciaki się omal nie pozabijają. Serio o to chodzi w tym całym bmxie? Nie twierdzę oczywiście, że wszystko co robi ave jest złe. Pod względem zaopatrzenia i obsługi trudno im cokolwiek zarzucić, team też mają dobry. Nawet te ave-krówki czy durne reklamówki ze św. Mikołajem nie są problemem. Do mnie to nie trafia ale rozumiem, że koniec końców na tym zarabiają więc ok. To samo z rezerwowaniem wszelkich możliwych domen z "avebmx" w nazwie. Kogoś może śmieszyć ta ekspansja terytorialna .cz, .eu, .com. itp. ale co wam to na dobrą sprawę przeszkadza? Prawdziwym problemem są brudne zagrywki i wmawianie przy tym, że "to wszystko dla dobra sceny". Monopol do którego dążą też będzie dobry dla sceny? Ekonomista ze mnie może i marny, ale trudno mi wyobrazić sobie monopolistę który byłby dobry dla czegoś więcej niż dla samego siebie. Wracając do wczorajszej afery to nie pierwszy taki wybryk. Tyle, że tym razem było to tak bezczelne i chamskie, że przełamano w końcu pewne tabu. Część osób nie chciała tego mówić głośno, a część z pewnych powodów nie za bardzo mogła o co trudno je winić. Tym razem jednak coś pękło i nie zmienią tego te niby przeprosiny (które dobrze ktoś na facebooku podsumował parafrazą pewnego dowcipu "stało się to się stało, na chuj drążyć temat?"). Tak jak pisałem wcześniej wiele osób nie rozumie (albo nie chce rozumieć) o co tak naprawdę poszło. Stąd też ten tekst. Niepotrzebne moim zdaniem było tworzenie strony na fb "kto ma zajawę nie kupuje w ave". Teraz matoły się kłócą o to kto jest bardziej "zajawkowy" i licytują się kto więcej rzeczy kupił w ave czy czego tam jeszcze nie robił bez uszczerbku na swoim zaangażowaniu w jazdę (czekam aż ktoś napisze, że stracił tam cnotę). Nie w tym rzecz. Chodzi o pewne zasady, których zwyczajnie się nie łamie. Czasem po prostu warto być człowiekiem a nie tylko korporacyjną maszynką do generowania zysków bo daleko się w ten sposób nie zajedzie. Może pan "głowa do interesów" się tym nie przejmuje bo jak minie moda to spakuje manatki i weźmie się za jakąś inną branżę. Duża część obecnych kolorowych ave-dzieciaków nie będzie już wtedy "in bmx we trust" a ci z was którzy zostaną przejrzą w końcu na oczy. Zobaczycie, że to co nazywacie "wspieraniem sceny" to tak naprawdę wspieranie mody i własnego portfela. Jakby na to nie patrzeć wszyscy jedziemy na tym samym wózku i nie da się wiecznie spłycać tematu jedynie do darmowych stickersów i odmalowania walącego się skateparku.