niedziela, 5 lutego 2012

podwójne dekady i takie tam...

Nie śledzę światowego bmxa z takim zapałem jak kiedyś. Filmy oglądam wyrywkowo, często dopiero za namową kogoś i ze sporym opóźnieniem. Nie znam połowy topowych obecnie prosów, nie wiem kto i dla kogo jeździ. Za dużo tego. Zawodów nie śledzę tym bardziej, ale nawet do mnie od czasu do czasu dotrze info o przełamywaniu kolejnych barier. Sporo tego już było. Kolejny obrót, whip, flip. Więcej i więcej. Pamiętam, że było także kilka sztuczek zupełnie nowych, czy też np. "ściągniętych" z fmx.
Przy okazji odbywających się właśnie w Kostaryce zawodów FISE po raz pierwszy (podobno) sklejony został podwójny whip z 720 jak również podwójna dekada.


Za każdym razem przy takiej okazji pojawiają się pytania, czy aby na pewno wszystko to zmierza w dobrym kierunku? Nie oszukujmy się, zwłaszcza w pierwszym filmiku nie ma co się zachwycać pięknem tej ewolucji, sklejonej bokiem, zakończonej raczej nieplanowanym slajdem... Z drugiej strony na pewno pojawi się ktoś następny, kto powtórzy to czyściej, ładniej. Można mówić, że takie napierdalanie w jakimś stopniu zabija bmxa w formie bardziej luźnej, gdzie liczy się głównie fun z jazdy, gdzie triki nie dzielą się tylko na sklejone i niesklejone, ale także na te, które zostały zrobione ładnie a takie, w których o końcowym powodzeniu decydował głównie fart w parze z brakiem jakichkolwiek hamulców. Ostatnio modny w Polsce zrobił się temat trailsów, poświęcony niemal w całości został mu nawet ostatni numer bunnyhopa (który szczerze polecam zwłaszcza jeśli ktoś lubi sobie poczytać - tyle tekstu w stosunku do obrazu nie było chyba nigdy wcześniej). To dobrze. Sam jako nielot nigdy się nie porwałem na latanie hopek - moja przygoda z "dirtem" skończyła się na skakaniu z kickera na ziemiste lądowanie, paru stolikach i ewentualnie machnięciu kilka razy łopatą tu i ówdzie. Jednak trailsami jarałem się zawsze nie wiedząc nawet początkowo, że to trailsy. Ot, takie dziwne hopy mieli chłopaki na jakimś amerykańskim filmie. W lesie, kręto, jakieś bandy, przesmyki... Patison pewnie się ze mną nie zgodzi w 100% ale ma to swój niesamowity urok, nawet gdy jest się tylko obserwatorem. Jednak o trailsach pisać nie będę. Przede wszystkim nie jestem odpowiednią do tego osobą. Po drugie chciałem tylko zaznaczyć jak różny może być bmx typowo contestowy od tego zajawkowego, bez niepotrzebnej spiny, gdzie liczy się tylko dobra zabawa. To właśnie dirt i trailsy są elementami z jednej strony bardzo do siebie zbliżonymi a z drugiej kompletnie różnymi jeśli chodzi o pewne założenia. W zawodach bardziej niż "jak" liczy się "co". Czy to źle? No właśnie... Postęp. On jest nieunikniony. Dlatego chociaż nie jarałem się ani 1080, ani potrójnym whipem to muszę uczciwie przyznać, że jest to coś co pcha bmxa do przodu. Taka ciągła pogoń ma oczywiście dobre i złe strony. Dobre to wzrastająca medialność, popularność (co samo w sobie pozytywne może nie jest, ale przekłada się na dostępność części, nowe technologie w ich produkcji, ilość miejscówek do jazdy itp.), ale także uniknięcie marazmu - pokazanie, że ciągle da się wymyślić/zrobić coś nowego, że ostatnie słowo nie zostało jeszcze powiedziane. Czy nie na tym polega właśnie freestyle? Złe strony to ponownie medialność i popularność, które poza wspomnianymi plusami prowadzą jednak do zbytniej komercjalizacji. Porównania do piłki nożnej są chybione, jednak do deskorolki już jak najbardziej trafne. Czy chcielibyśmy, aby bmx wyglądał tak jak obecnie skateboarding? Tak źle i tak niedobrze. Biorąc jednak to wszystko pod uwagę, wciąż nie rozumiem dość często spotykanej od dłuższego czasu niechęci do tych kosmicznych trików (nawet tych lądowanych na jedną nogę, krzywo, byle jak...). Patrząc na takie filmiki jak te dwa powyżej nie dostaję orgazmu, ale muszę przyznać, że jest to jakiś krok naprzód. Czy będzie to Bierutowski krok naprzód wykonany na skraju przepaści? To się dopiero okaże, jednak bmx jest pojęciem tak rozległym, że można w nim uczestniczyć nie przejmując się takimi błahostkami jak kolejny obrót czy tailwhip wykręcony na jednej hopie/wielkim boxie podczas jakiś zawodów. Ja na to patrzę jak na ciekawostkę. Szanuję tych którym się to udaje. W żaden sposób nie wpływa to jednak na to, co w bmxie kocham najbardziej, dlaczego wciąż zdarza mi się jeździć i "siedzieć" w tzw. temacie. Wiele osób narzeka, ale i tak dalej robi swoje. Każda akcja powoduje reakcję, więc nawet gdy nastąpi ostateczny przesyt bmxem rodem z x-games to zawsze będą ci, którzy postrzegają go zupełnie inaczej. Może i bmx umarł, ale żywych trupów wciąż wśród nas nie brakuje :)

Brak komentarzy: