czwartek, 1 sierpnia 2013

This is my spot!

Fajnie jest mieć swoją miejscówkę. Pomachać łopatą przy hopach, zbić do kupy kila desek i kątownik, odgruzować jakąś zapomnianą przez świat ruinę... Mamy oczywiście basen, który niedawno udało się na nowo ogarnąć (chociaż to było ze 2 tygodnie temu, więc być może znowu można pływać w morzu potłuczonego szkła), ale pomimo tego, że mieszkam po drugiej stronie ulicy jakoś nigdy nie był to "mój" spot. Może dlatego, że jestem tam w stanie zrobić tylko hang 5 po górze, ewentualnie jakiegoś koślawego ninja dropa? O wiele bardziej zżyłem się z boiskiem przy Strażackiej, gdzie jakąś dekadę temu zacząłem robić takie dziwne rzeczy:

specjalnie trzymam za oponę, żeby było "fajniej"















Z bólem stwierdzam, że progress od tamtego czasu nie jest zbyt okazały, ale to akurat nieistotne. Boisko jak boisko. Płaskie (przez co woda po deszczu potrafi stać przez kilka dni), duże, niedaleko od domu. Niestety z racji bliskiego sąsiedztwa małej architektury biwakowej zawsze problemem były potłuczone butelki. Po kilku latach jeżdżenia gdzie popadnie postanowiłem w końcu ogarnąć temat i wrócić na swoje. Trochę się namachałem szczotką, trochę podłubałem gołymi rękoma, trochę jest jeszcze do zrobienia ale to akurat dobrze. Ostatnio odkryłem, że przygotowywanie miejscówki samo w sobie sprawia nieraz tyle samo frajdy co jazda na niej (albo i więcej). Nie wiem czy praca uszlachetnia, ale na pewno oczyszcza. Oczyszcza umysł ze zbędnych bzdur, myśli, problemów. Katharsis?

po sprzątaniu















W temacie miejscówek, tych które przynajmniej z założenia są ciekawsze od kawałka asfaltu, wspomnę jeszcze o ostatnim odkryciu jakiego dokonałem z Krzyśkiem. Fotkami niestety nie dysponuję, ale ktoś próbował zrobić hopę. Przekopał w tym celu chyba ze 100 m (wyjmując przy okazji z ziemi tonę kamieni), zrobił najazd, bandę, położył dywany... A wszystko to obok ekhm... "pump-traka" zrobionego przez małolatów (czyt. przerobionych muld). Wykonanie całości pozostawia wiele do życzenia i raczej nie wygląda jak pod bmxa, ale zastanawia mnie komu się chciało bo roboty dużo a efekt taki sobie (za niska banda, nierówno, stosy kamieni w które można wpaść). Nie wspominając o tym, że najazd jest strasznie długi, zakręca pod jakimś szalonym kątem a na jego końcu jest jedna, niewyprofilowana hopa. Ot taka ciekawostka architektoniczna.

Brak komentarzy: