poniedziałek, 22 października 2012

Królik i ec4, czyli jesienne jamowanie

Miałem wspomnieć w paru słowach o jamie z królika który odbył się przed tygodniem, ale jakoś w między czasie dowiedziałem się o imprezie na ec4 trails w Łodzi z której wróciłem wczoraj wieczorem, więc nie będę już tego rozbijał na dwa wpisy. Zachowajmy jednak chronologię i na pierwszy ogień weźmy jam w kamuflage skatepark. Tym samym na który narzekałem ostatnio jako "skateboards only". Jak widać właściciele poszli po rozum do głowy i przynajmniej na okres zimy postanowili wpuścić na salony także 20". Z tej okazji warszawski instytut bmx (czyt. Ząbi) oraz bunny hop zorganizowali całkiem sympatyczna imprezę z jeszcze sympatyczniejszymi nagrodami w postaci różnego rodzaju przetworów: ananasy, ogórki, pasztet i jakże by inaczej - dżem, znalazły się w ogromnym pudle do którego prl i allday także dorzucili jakieś fanty. Warto wspomnieć, że to drugi jam z królika. Poprzedni również miał miejsce w kamuflage skatepark, ale jeszcze tym starym, w Blue City. I był ostatnią imprezą jaka się tam odbyła przed jego zamknięciem. Tym razem okoliczności były bardziej sprzyjające bo jam zamiast coś kończyć, dał początek. Nie wiem jak to wyjdzie w praktyce bo tradycyjnie deskarze coś tam jęczą o niszczeniu przeszkód ale to standard. Zresztą zużycie przeszkód to coś normalnego niezależnie od tego czy jeździ się po nich na desce czy na rowerze. No chyba, że ktoś przyjeżdża tam tylko po to, aby pograć w skate'a na kawałku płaskiego podłoża (najlepiej tak, aby zablokować najazd na przeszkody)... W każdym razie już podczas pierwszej konkurencji, rozegranej na dwóch quarterkach (jeden z półką i płyciutkim sub boxem, drugi z wallem) Oskier i Zombik pokazali, że chociaż park jest mały to daje sporo możliwości. Swoje dorzucili też Wróbel i Maniek a potem zaczęła się sieka na sekcji streetowej. "Sieka" to dobre słowo, bo chaos był taki, że wszyscy wpadali tylko na siebie. Mimo to poleciało kilka kos, w tym te Krasztesta który tradycyjnie połączył street z flatem. Potem trochę się rozluźniło, większość dzieciaków rozjechała się do domów i można było normalnie pojeździć. Zawody przeniosły się na quarter i nawet Kuba dał się namówić do wzięcia w nich udziału. Na koniec jeszcze Wróbel postanowił zrobić taką oto akcyjkę i pomału można było się zbierać. Impreza jak najbardziej udana, sporo osób (pomimo tego, że jam został oficjalnie ogłoszony na ostatnią chwilę), przyjemny parczek, luźna atmosfera... Czego chcieć więcej?
Jeżeli druga edycja jamu z królika była słabo nagłośniona, to co powiedzieć o tej na ec4? Jasne, Witek coś nam wspominał już na Balticach, że jam, że w listopadzie... Tymczasem wypadło na drugą połowę października a info pojawiło się praktycznie tylko na fanpejdżu łódzkich trailsów i na bunny hopie (dzień przed imprezą). Ale czy to ważne? Ci co mieli się dowiedzieć i tak się dowiedzieli i chociaż w porównaniu z imprezą sprzed tygodnia frekwencja nie była oszałamiająca to nie ma co narzekać. W planach nie było żadnych contestów, zawodów, nagród. Po prostu zwykłe trailsowanie, jazda po pumptracku a na koniec ognicho. I git. Pogoda do biwakowania była świetna, jako że chłopaki wstrzelili się w chyba najcieplejszy październikowy weekend. Ze skakaniem było trochę ciężej bo hopy nie do końca wyschły ale Wróbel a także lokalsi z Witkiem i Bączkiem na czele latali aż miło. Od siebie dodam, że ogrom ec4 trails niemal zwalił mnie z nóg. Widziałem wcześniej zdjęcia, filmiki itp. ale wrażenia na żywo są jeszcze lepsze. Nie będę teraz opisywał co i jak bo Witek wam to wszystko przedstawi w poscastowym materiale który nakręciliśmy i który mam nadzieję, że wjedzie na serwery szybciej niż te poprzednie. Szkoda, że nie mieliśmy jakiegoś reflektora aby nagrać to co działo się w nocy. Szalona jazda po pumptracku w egipskich ciemnościach i wybuchający kanister z benzyną na nagraniach obecne są raczej tylko jako audio i chociaż ten ryk potępieńców na pewno robi wrażenie to nawet w najmniejszym stopniu nie oddaje szaleństwa tamtego wieczoru. W niedzielę jeszcze trochę ponagrywaliśmy, Wróbel rozwalił sobie kolano (mam nadzieję, że nic poważnego), Bączek cierpliwie wypełniał nasze polecenia latając cała trasę z milion razy abyśmy mogli jak najlepiej przedstawić ją na filmie... I to w zasadzie wszystko. Pozdro dla chłopaków za zbudowanie tak fantastycznego spotu własnymi rękami, dla Bączka za gościnę i pyszne śniadanie i dla wszystkich którzy się tam pojawili i stworzyli mega atmosferę.

Brak komentarzy: