sobota, 27 października 2012

Punk-rock jest czarny, czyli muzyczne wspominki #1

Tak jak kiedyś pisałem ta strona, RBC, to nie tylko rower ale wszystko co go mniej lub bardziej dotyczy. Wszystko co mniej lub bardziej dotyczy mnie samego. W tym muzyka. Idzie zima, jazdy będzie coraz mniej, więc postanowiłem trochę poprzynudzać o płytkach które w jakimś tam stopniu na mnie wpłynęły. Na pierwszy ogień pójdzie "Rock For Light" Bad Brains. Album z 1983 roku, czyli starszy ode mnie o 4 lata a usłyszałem go po raz pierwszy mając lat... 15? Może 16? Nieważne. Kaseta (bardzo popularny wtedy nośnik) wpadła mi w ręce dosyć przypadkowo. Bad Brains poznałem za pośrednictwem internetu. Jakieś strony gdzie ludzie umieszczali muzykę, ściągało się do tego specjalnego klienta i pobierało z prędkością od 2 do 4,5 Kb/s pojedyncze kawałki. Wpisując nazwy które gdzieś tam od kogoś usłyszałem/przeczytałem w necie poznałem takie wynalazki jak Minor Threat, Exploited, Circle Jerks, Dead Kennedys, Black Flag czy właśnie Bad Brains. Pierwszy kawałek kapeli z DC jaki usłyszałem to "Pay to Cum" i to był szok - od razu wiedziałem, że chcę więcej. Jako ciekawostkę dodam, że słuchałem tych kilku ściągniętych kawałków chyba z rok zanim dowiedziałem się, że goście są czarni - szok po raz drugi. Wersja "Pay to Cum" na którą trafiłem pochodziła z płytki "Black Dots" zawierającej nagrania z sesji przed ich oficjalnym debiutem i była o niebo lepsza od tej którą na owym debiucie można było usłyszeć. Podobnie było z resztą kawałków bo niestety album "Bad Brains" z 1982 roku miał fatalne brzmienie (tak jakby ktoś nagrywał go zza ściany). Zanim jednak usłyszałem "Black Dots" w całości, trafiłem na allegro na "Rock For Light" za jakieś śmieszne pieniądze. Kupiłem. Kaseta była wydana na początku lat '90 przez jedną z tych polskich firm które miały w dupie prawa autorskie ale, że polskie ustawodawstwo nie znało wtedy takiego pojęcia, wydawnictwa były sprzedawane normalnie w sklepach. Oczywiście ja kupiłem ją o wiele później "z drugiej ręki" nawet nie wiedząc, że płacę za "oryginalnego pirata", ale mniejsza z tym. 20 kawałków (część znana z debiutu), w tym 16 z nich to szybki hardcore-punk, 3 to reggae w starym, dobrym stylu i jeden instrumentalny dubik na koniec. I nie ma co pisać które lepsze, które gorsze - tu nie ma słabych numerów! To co najbardziej lubię w tej płycie to brzmienie. Kurewsko czyste, raczej niespotykane na punkowych płytach z tamtych czasów. Jakbym miał je do czegoś porównać to z polskich płytek może pierwszy Post Regiment? Tyle, że ten ukazał się 9 lat później. Takie a nie inne brzmienie płyty pozwala usłyszeć, że chłopaki naprawdę potrafili grać. Solówki może niezbyt wymyślne ale tak charakterystyczne, że chyba bardziej się nie da. Sekcja rytmiczna chodzi jak w zegarku. No i wokal. Najbardziej kontrowersyjna sprawa. H.R.'a albo się kocha albo nienawidzi. Jednak kiedy słucha się płytki i po krótkim, wściekłym "Joshua's Song" gdzie wokal drze się jak opętany przychodzi reggaeowy, delikatnie zaśpiewany "I and I Survive" (mój ulubiony kawałek Bad Brains w tej stylistyce tak BTW) to szczęka opada na podłogę. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wersja z owej kasety to reedycja z 1991 roku. Jak to bywa w przypadku reedycji są dodatkowe kawałki (trzy nawiasem mówiąc), inna kolejność utworów ale to nie wszystko. Nie wiem po kiego wała, ale przy okazji postanowiono płytkę przyspieszyć. Przyznam się bez bicia, że dowiedziałem się o tym niedawno i po zapoznaniu się z materiałem w oryginalnej wersji stwierdzam... że jest jeszcze lepszy! Nie są tak podbite wysokie tony, jest więcej basu, wokal brzmi bardziej naturalnie a reggaeowe kawałki mają lepszy mix. Na deser otwierający płytkę "Coptic Times" w wersji oryginalnej, nieprzyspieszonej.

Brak komentarzy: